2016-03-22

Wieloryby i ćmy. Dzienniki, Szczepan Twardoch



„(…) trzeba pozwolić się nieść życiu. Spojrzeć na wszystko przez odwrotną stronę lunety: na miłość patrzeć ze świadomością, że może zawieść i że kiedyś umrze, jeśli nie za naszego życia, to przecież umrze w końcu z nami, bo w eschatonie każdy z nas będzie już zupełnie sam, jakkolwiek by ten wyglądał  nie wyobrażam sobie innej konfrontacji z Absolutem niż przez absolutną samotność (…) I tak samo chcę patrzeć na przyjaźń: trzeba sycić się nią i radować, wiedząc, że przyjaźń, która się nie kończy, często trwa jedynie dlatego, że zawsze była tylko mdłym koleżeństwem.”


„Warto spierać się, czy lepszy krawat, czy skórzana kurtka, a nie warto o to, czy podatki lepsze niższe czy wyższe  jeśli do obowiązków należy, to ewentualnie spierać się o to można, byle bez zaangażowania. Warto pieczołowicie gromadzić sprawdzone recepty na kaca, a nie warto oddawać swojego wnętrza w pacht receptom na wzmocnienie klasy średniej czy walkę z wykluczeniem. Warto przekonywać przyjaciół, by ciepłymi wieczorami siadywali z nami przy stolikach pod gołym niebem, warto palić papierosy, śmiejąc się śmierci i chorób jakby zamierzali żyć wiecznie), warto czytać wielkie powieści, warto pisać, warto zarabiać pieniądze i je wydawać, warto kochać to, co obejmuje się wzrokiem, wyszedłszy na wzgórze, a reszta to niepotrzebne hipostazy, symulakry i zupełnie zwykłe kłamstwa.”



Brak komentarzy: