2016-03-20

Jerzy Stuhr, „Ja kontra bas”






Jest we mnie jakaś ciągła chęć podglądactwa, podpatrywania, słuchania wynurzeń innych ludzi. Szczególnie tych, do których twórczości mi blisko, w której odnajduję podobieństwo, z którymi jest mi po drodze. Od lat śledzę wszystko, co pojawia się na temat Jerzego Stuhra. Każdy film, który reżyseruje, oglądam w pierwszej kolejności, książki jego autorstwa i te traktujące o jego twórczości, zamawiam natychmiast.

Tym razem Wydawnictwo Literackie wydało książkę pod tytułem „Ja kontra bas”, w której aktor przez pryzmat granego przez siebie od ponad trzydziestu lat monodramu Patrika Suskinda pod tytułem „Kontrabasista”, który gra od ponad trzydziestu lat, analizuje czy raczej przygląda się kondycji aktorstwa w ogóle.

1 lutego 1985 roku pierwszy raz stanął z kontrabasem przed publicznością. W 2008 roku miałam przyjemność zobaczyć monogram w Krakowie, o czym pisałam już tutaj. Uniwersalność tego tekstu jest zadziwiająca, i choć zmienia się publiczność i w pewnym sensie także odbiór spektaklu, aktualność tekstu do współczesnych wydarzeń kulturalnych jest ciągle taka sama.



Lektura tej książki to jak rozmowa z artystą. Czuję, że prowadzę tę rozmowę z Jerzym Stuhrem już od dobrych kilku lat. Choć marzę o spotkaniu z nim oko w oko, gdzieś przy małym stoliku, w maleńkiej włoskiej kafejce, to póki co muszą i wystarczają mi lekturowe rozmowy wieczorową porą przy lampce wina w domowym zaciszu.

Brak komentarzy: