2009-03-19

Belcanto Ann Patchett


Po książkę Ann Patchett Belcanto sięgam zmieniając nieco kolejność, wcześniej przeczytałam jej drugą książkę Biegnij. Trochę kierowana dobrymi recenzjami, wysławiającymi książkę ponad wszystkie inne, zabrałam się do czytania z lekkim dreszczem spodziewając się literatury poruszającej. Niestety zamykałam ją z niedosytem i lekkim zażenowaniem. Nastawienie jednak wiele wyrządza krzywdy w odbiorze.

Gdzieś w Ameryce Południowej zostaje zorganizowane przyjęcie na pięćdziesiąte trzecie urodziny Pana Hosokawy bogatego i wpływowego Japończyka. Pan Hosokawa ma jedną słabość mianowicie miłość do muzyki a szczególnie oper w wykonaniu Roxane Coss, światowej sławy diwy operowej, której słucha namiętnie i marzy by móc któregoś dnia posłuchać jej na żywo. Prezentem by zwabić do Ameryki Południowej tego milionera jest właśnie występ Pani Roxane Coss. Na przyjęcie wdziera się grupa porywaczy planująca uprowadzenie prezydenta, którego jak się okazuje na przyjęciu nie ma. Misterny plan zamachowców legł w gruzach i rozpoczyna się czteromiesięczne oblężenie.

Co ciekawe między zamachowcami a ich ofiarami rodzi się coś na kształt przyjaźni, więzi silnej, niespotykanej, zaskakującej w takiej sytuacji. Zakładnicy nie walczą z agresorami, zaczynają akceptować zaistniałą sytuację, w którymś momencie odczuwają nawet wdzięczność za ten raj na ziemi, tę błogą chwilę, która trwa nieprzerwanie, chwilę w której odnajdują samych siebie i mogą w nieskończoność cieszyć się słuchając każdego ranka cudownego głosu diwy operowej.

Jak długo jednak może trwać raj na ziemi? Wszyscy wiemy, że nie wiecznie. Bohaterowie Belcanto przekonują się o tym na własnej skórze.

Pomimo bardzo dobrego pomysłu, portretów psychologicznych, dobrego przedstawienia relacji dość niebywałych, jakie zrodziły się między agresorami a ich ofiarami, uważam książkę za przegadaną. Według mnie brakuje jej polotu, akcji, werwy, szybkości. Dotrwałam do końca tylko, dlatego, że wcześniej przeczytałam kilka dobrych recenzji. Irytująca była moim zdaniem ślepa miłość prawie wszystkich zakładników do wspomnianej Roxane Coss. Nagle wszyscy stawali się miłośnikami muzyki poważnej w dodatku zakochani po uszy w diwie operowej. Nie wspomnę już o epilogu, który zepsuł całość i tak już nieco nadwątloną.

Zdecydowanie w literaturze szukam czegoś innego.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Mnie się niepodobała ta książka.

Unknown pisze...

Dzis skonczylam czytac te ksiazke. Bedzie mi jej brakowac. Zzylam sie z bohaterami. Zakonczenie jest powalajace, rozstrajajace. Czytalam Bel canto przez dlugi czas, z doskoku, prawie tyle, ile akcja trwala akcja powiesci. I podobala mi sie. Zarzuty wobec ksiazki nie sa bezpodstawne, ale mozna przymknac na nie oko. Wady tez maja swoj urok :).