2008-08-16

„Królowa piękności z Lennane”


Wczorajszy wieczór zaliczam do bardzo udanych, a wszystko to, za sprawą ciągle wyjątkowego spektaklu „Królowa piękności z Leenane” w reżyserii Roberta Glińskiego w Teatrze Nowym w Poznaniu. Używam słowa ciągle nie bez powodu, bowiem od czasu śmierci Krystyny Feldman zastanawiałam się kto i jak zagra jedną z głównych ról w tym spektaklu. Choć dzisiaj odbieram to przedstawienie już nieco inaczej niż kilka lat temu, ciągle jest dla mnie wyjątkowe.

Kontrowersyjny dramaturg Martin McDonagh umieścił akcję dramatu w irlandzkiej wsi Lennane w regionie Connemara. Życie bohaterów przesycone jest pustką, poczuciem beznadziei. Bohaterów przedstawienia obserwujemy w obskurnej, ciemnej kuchni, słabo oświetlonej, co jeszcze bardziej potęguję wrażenie marazmu ich codzienności.

Akcja dramatu toczy się wokół Maureen Folan, czterdziestoletniej starej panny, której życie polega na bezustannej opiece nad siedemdziesięcioletnią zniedołężniałą matką Mag.

Obie skazane są na nieustanną wojnę między sobą. Maureen obwinia matkę za swoje niepowodzenia sercowe, w okrutny sposób przypominając jej każdego dnia, że nie może doczekać się jej śmierci, karmi ją byle czym i dopuszcza się w stosunku do matki okrucieństwa. Matka zaś w obawie przed samotnością robi wszystko co w jej mocy by nie dopuścić do córki żadnego mężczyzny, kłamie, pali przychodzące do niej listy. Obie walczą codziennie przegrywając. W rezultacie ich życie przypomina pasmo przykrości, wzajemnych złośliwości i braku nadziei na jutro.

Pojawia się i mężczyzna Pato Dooley. Rozczarowany podobnie jak Maureen samotnością, postanawia skorzystać z nadarzającej się okazji i wyjechać do pracy do Bostonu, pragnie jednak zanim wyjedzie oświadczyć się Maureen i zabrać ją ze sobą. Niestety list, który do niej wysyła trafia w ręce matki.

Doskonała gra aktorów nasiliła jeszcze bardziej chłodną atmosferę spektaklu. Nie sposób nie wymienić, wspaniałej jak zwykle aktorki Teatru Nowego, Danieli Popławskej, grającej córkę. Jej gra jest bardzo prawdziwa, chłodna. Maureen w jej wykonaniu jest ordynarna i zaszczuta, momentami przegrana, w sytuacji bez wyjścia. Współczucie, które można mieć w stosunku do Jej Maureen znika przy końcu spektaklu.

Trzeba też wspomnieć o aktorce, która zagrała matkę. Irena Grzonka, bo o niej mowa, wzięła na swoje barki bardzo trudne zadanie, ale wykonała je po mistrzowsku. Domyślam się, że zastępowanie w tej roli Krystyny Feldman to ogromne przeżycie. Podobała mi się Jej Mag. Mistrzowska złośliwość. Pod płaszczykiem schorowanej, biednej, samotnej kobiety ukryła się kobieta bezczelna, podła i cyniczna.

Mariusz Puchalski w roli Pato jak zwykle urzekający i Grzegorz Chołuj w roli Raya, którego możemy odebrać jako prześmiewcę miejsca, w którym wszyscy żyją. Jedyna postać, która potrafi się śmiać z zaistniałej sytuacji.

Spektakl ten to mistrzowskie ukazanie psychologii kobiet, które są na siebie skazane. To spektakl o samotności, złośliwości, nienawiści i żalu, ogromnego żalu do drugiego człowieka za swoje własne niepowodzenia. Tak łatwo osądzać innych za to, czego nam się nie udało osiągnąć. Tak jest o wiele prościej. Zagłuszamy wtedy w sobie poczucie winy za stracony czas i strach przed czymś nowym i nieznanym.

Wczorajszy wieczór był jeszcze bardziej wyjątkowy, a to dlatego, że zaraz po nim odbyło się uroczyste odsłonięcie Zaułka Krystyny Feldman. Od czasu jej śmierci zastanawiano się jak zatrzymać pamięć o niej. Od tej pory ten skrawek przestrzeni będzie należał tylko do niej i dzięki niemu nikt o Krystynie Feldman – naszej poznańskiej aktorce - nie zapomni. Przepiękne wspomnienie o „swojej Krysi” opowiedziała wczoraj Daniela Popławska, dziękując jej jeszcze raz za tyle lat wspólnej pracy i przekonując nas wszystkich, tam zebranych o tym, że Krysia ciągle jest wśród nas, że jej duch pozostanie zawsze w Teatrze Nowym w Poznaniu.


Tekst już nieco pokrył kurz...

Brak komentarzy: