„W
pełnym świetle dnia nawet dźwięki błyszczą”
Kolejny
raz sięgam po „Lisbon Story” Wima Wendersa, film z 1994 roku, który uwielbiam.
Philip
Winter dźwiękowiec przyjeżdża do Lizbony by pomoc swojemu przyjacielowi
Friedrichowi Monroe skończyć film o tym niesamowitym mieście. Usiłuje odnaleźć
przyjaciela, po którym ślad zaginał, jednocześnie zbierając rozmaite dźwięki, w
które Lizbona jest bogata. Mieszka w jego domu, poznaje grupę Madredeus z Teresą
Salgueiro, grupę, która stworzyła muzykę do filmu Friedricha. W rytmie muzyki
Madredeus i z poezją Fernando Pessoi przemierza Philip ulice Lizbony magicznej,
porażającej swoim urokiem.
To
taki film w filmie, metafizyczno – filozoficzna wędrówka, droga na której
znajdujemy rzeczy i spotykamy ludzi, przyjaciół, siebie.
Ten
film ma drugie dno, ale nie chcę się nad tym teraz rozpisywać. Wspominam go
głównie ze względu na Teresę Salgueiro z tej prostej przyczyny, że w ubiegły
piątek miałam okazję Teresę usłyszeć na żywo w Poznaniu. Już nie z grupą Madredeus
a solo z udziałem innych muzyków: Carisy Marcelino (akordeon), André Santos (gitara
klasyczna), Óscar Santos (gitara), Rui Lobato (perkusja). Śpiewała przepięknie,
czysto i bez wysiłku. Tym razem promowała swój najnowszy album “Voltarei à minha Terra”. Dwie godziny minęły zbyt szybko. Kilka utworów fado,
które wykonała ponownie wyrwało moje serce w kierunku kraju, którego nie znam,
a które ostatnio przypomina o sobie bardzo często.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz