Jest rok 1936. Po śmierci Jerzego V tron Wielkiej Brytanii ma
przejąć jego syn Edward VIII. Ten jednak bardziej od panowania krajem woli
małżeństwo z amerykańską rozwódką Wallis Simpson. Ktoś jednak musi panować, tym
bardziej, że w tle słychać echa zbliżającej się wojny. Na tron wstępuje brat
Edwarda Albert, książę Yorku (Colin Firth). Albert jest mężczyzną nieśmiałym,
introwertycznym, o dość skomplikowanej osobowości, unikającym jak ognia
publicznych wystąpień jąkałą. Fakt ten dość ograniczający jego możliwości staje
się poważnym problemem. Jego mądra żona (w tej roli Helena Bonham Carter) jeszcze
przed koronacją znajduje dla męża lekarza, specyficznego Australijczyka Lionela
Logue’a stosującego dość, niekonwencjonalne metody leczenia. Recytowanie
Szekspira, gdy w tle rozbrzmiewa głośna muzyka czy przeklinanie, to tylko
niektóre sposoby by zacinanie się króla ograniczyć. Lionel jest bezpośredni,
odważny i nonszalancki. Zwraca się do króla Bertie, ma czelność stawiać królowi
warunki i traktuje go jak zwykłego pacjenta.
Spotkanie dwóch tak różnych charakterów, reprezentujących tak
różne stanowiska, nie mogło obejść się bez komplikacji.
„Jak zostać królem” w reżyserii Toma Hoopera to angielska
komedia. Faktycznie jest to film dość zabawny, jednak zdecydowanie przychylam
się do zdania, że jest to dramat historyczny.
Jest to opowieść o przyjaźni, która w dobie kryzysu staje się
bardzo ważna, jest niemalże ratunkiem i ostoją. To opowieść o relacji między
skrajnymi osobowościami. Wreszcie jest to opowieść o przezwyciężaniu swojej
ułomności, walce ze swoją słabością, pracą nad nią. Poszukiwaniem i odkrywaniem
prawdy, że oto sami jesteśmy kowalami swojego losu, a nasze życie nie jest
życiem brata, ojca czy żony, ale tylko i wyłącznie naszym.
Gra Colina Firtha i Geoffrey’a Rush’a według mnie jest bez
zarzutu. Teatralna, powściągliwa, każdy z nich ma swoje pięć minut, które
dobrze wykorzystuje. Te role są jak dobrze skrojone garnitury. Mówi się, że są
to role oskarowe i choć nie przywiązuje większej wagi do tych złotych
statuetek, wyjątkowo chciałabym, żeby w tym oskarowym wyścigu panowie
zwyciężyli. Uwagę przykuwa również rola Heleny Bohdan Carter, mądrej i silnej Elizabeth,
żony króla, która jest dla niego podporą w zmaganiu się z codziennością.
Obejrzałam film, który podobał mi się bez żadnych zastrzeżeń,
a to się rzadko zdarza.
Historię prawdziwą przekazaną z niemalże teatralną precyzją.
Obraz idealny. Życzyłabym sobie więcej wieczorów z takim kinem.
1 komentarz:
Ja również oglądałam i w pełni zgadzam się z Twoja opinią!
Prześlij komentarz