Ryszard Szafirski jest przedstawicielem Pokolenia 62.
Wspomnień z jego górskiego życia - myślę, że mogę tak napisać, bo odkąd skończył
dziewiętnaście lat, czas spędzał przede wszystkim w górach – wysłuchała i
spisała Klaudia Tasz. Nad ilością barwnych dykteryjek nie mogła przejść
obojętnie i zostawić ich tylko dla siebie. Postanowiła je zapisać i nadać im
formę książki. Pomysł okazał się doskonały, bo oto trzymamy w rękach Przeżyłem więc wiem. Nieznane kulisy wypraw
wysokogórskich.
Gdybym miała jednym zdaniem podsumować lekturę, napisałabym,
że to książka, w której jedna ciekawostka o wysokogórskich ekspedycjach goni
drugą. Dosłownie. Ta książka jest wręcz naszpikowana ciekawymi, mało znanymi historiami, które warto poznać. Nie bez powodu
stwierdzenie „nieznane kulisy wypraw wysokogórskich” pojawia się w tytule. Czytam
literaturę górską (daleko mi jednak do znawców), to o wielu zakulisowych
wydarzeniach dowiedziałam się dopiero teraz. Niektóre historie pamiętałam z
niedawno czytanej, doskonałej książki Aleksandra Lwowa Zwyciężyć znaczy przeżyć. 20 lat później, ale większość z nich to
dla mnie zupełna nowość. Choćby historia
skonstruowania specjalnych butów na wyprawę na Lhotse, nad którymi Ryszard
Szafirski pracował wspólnie z Andrzejem Zawadą, czy wspomnienie słynnej
„szmatki pana kierownika” czyli szturmowego mini namiotu z jednym masztem w
środku, który traktowany był jak ostatnia deska ratunku.
W książce roi się od opisów trudnych wspinaczek na siedmio-
i ośmiotysięczniki, ale nie tylko wspinaczce jest ta książka poświęcona. Jest i
rozdział o budowie Stacji Antarktycznej
Polskiej Akademii Nauk im. Henryka Arctowskiego, za którą Szafirski otrzymał Brązowy
Krzyż Zasługi. Jest historia tworzenia Koła Zakopiańskiego Klubu
Wysokogórskiego, którego Szafirski zostaje prezesem w 1970 roku. Nie pomija
wydarzeń, które miały miejsce po przejściu północnego filara Eigeru, wspomina
uczucie żalu do Reinholda Messnera o niesprostowanie fałszywej informacji o
jego pierwszym przejściu, czy rozgoryczenie po śmierci Leszka Latałły na Lhotse
i niesprawiedliwie, jak się okazało po latach, oskarżanie Tadeusza
Piotrowskiego za śmierć kolegi. Nie jest to więc książka tylko o dykteryjkach,
jak wspomniałam na początku, choć niewątpliwie jest ich tu sporo, ale również o
wydarzeniach, które po wielu latach tlą się w sercu autora i wracają w
bolesnych wspomnieniach.
Na uwagę zasługuje również szata graficzna książki.
Opatrzona oryginalnymi zdjęciami, ze specjalnym dodatkiem - Galeria postaci, w
której każdemu wspinaczowi jest poświęconych kilka linijek tekstu, nadaje
całości spójny charakter.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz