2012-11-16

Lisbona




Już tyle dni minęło od powrotu z Lisbony, tyle minęło dni, a ja bezustannie z jej przepięknym widokiem przed oczami po poznańskich ulicach zmierzam.

Ja, zakochana w Italii od lat, przebywając w Lisbonie odkochiwałam się w tym kraju oliwek sukcesywnie i pozwalałam się rozkochiwać Lisbonie. Co za miasto, proszę Państwa, co za miasto! Blisko mi do niej, bardzo mi do niej blisko. I nie o ciepło chodzi i słońce, które nieprzyzwoicie uderzało mnie w twarz listopadową porą, nawet nie o fakt, że to były moje pierwsze wakacje w tym roku, wyczekane i upragnione, trudno powiedzieć, o co chodzi? Są takie miejsca, i wierzę, że każdy to kiedyś przeżył, że stajesz na obcej ziemi i czujesz, że to jest dobre miejsce dla Ciebie. Czy na długo? Nie wiadomo, ale z pewnością na czas jakiś.

Mogłabym stracić trochę czasu na opisywaniu dobrodziejstw, którymi miasto urzekało mnie za każdym zakrętem w wąskich uliczkach Alfamy, czy opisywać stopień mojego podniecenia, gdy zobaczyłam  to, co zobaczyć chciałam, a co przekroczyło moje oczekiwania. Mogłabym - ale nie lubię tracić czasu. Dlatego skupię się na dwóch rzeczach, architektonicznych oczywiście, bo odpoczywać potrafię tylko zwiedzając, przyglądając się, w zadziwieniu totalnym pozostając.

Przychodzi taki moment, gdy najstarszą dzielnicę Lisbony – Alfamę, czas opuścić. Z jej zaułków i wąskich jak gardła ulic, czas zniknąć, przynajmniej do następnego poranka, podczas których można posłuchać zawodzących pieśniarzy, których próżno szukać popołudniową porą. Zasilam tę grupę ludzi, która jak ryba wody, szuka i potrzebuje przestrzeni, w życiu i nieżyciu, na dobre i na złe, zwał jak zwał, przestrzeń być musi. Jadę zatem czerwoną linią metra i wysiadam na stacji Oriente. Wszystko, po co jechałam do Lisbony, bo wydawało mi się, że jadę tylko po to - tu znalazłam, całą resztę, którą miasto mnie zaskoczyło, znalazłam w innych miejscach, ale to już inna bajka.

Cdn… 

zdjęcie JW

zdjęcie JW

2 komentarze:

Iwonaa pisze...

Byłam w Lizbonie tylko raz... Za krótko. I ciągle mam nadzieję, że jeszcze tam kiedyś pojadę na dłużej. Urzekła mnie bezpretensjonalność tego miasta, niby stolica kraju europejskiego, a czuje się człowiek jak u siebie, bez tłumów wszechobecnych turystów.
Swoim wpisem przypomniałaś mi o moim oczarowaniu. :)

Ewa KaFe pisze...

Nie byłam w Lizbonie. W zasadzie nie mogę sobie prawie wcale pozwolić na podróżowanie. Dlatego bardzo mi się tutaj podoba.

W bardzo ciekawy sposób opisujesz. Niby to ogólniki, ale niezwykle zaciekawiają. Będę tu wracać.