Przy stole nakrytym obrusem w kratę, na starym krześle, w
ciepłym swetrze i kamizelce, pochylony nad notatnikiem, w którym zapisał już
wiele stron, siedzi - Jerzy Stuhr. W tle
stoi stary kredens, lampka, na ścianach wisi kilka obrazów, obok krzesła snują
się pies i kot. Czarno białe zdjęcie (choć w kolorze sepii byłoby jeszcze
ciekawsze), na 34 stronie, to moje ulubione zdjęcie w książce „Tak sobie myślę”
Jerzego Stuhra. Mogłabym jego kopie dołączyć
(i uczynię to z pewnością) do swojej kolekcji zdjęć nietuzinkowych, przedstawiających „wielkich” w jakże pięknych momentach – tworzenia. Lubię takie fotografie, nawet bardzo. Lubię bohatera tej fotografii, cenię i darzę estymą jak rzadko kogo.
(i uczynię to z pewnością) do swojej kolekcji zdjęć nietuzinkowych, przedstawiających „wielkich” w jakże pięknych momentach – tworzenia. Lubię takie fotografie, nawet bardzo. Lubię bohatera tej fotografii, cenię i darzę estymą jak rzadko kogo.
Choroba stawia przed nim zadanie, któremu nie chce się
opierać, jak pisze - „Pomału z własnej woli, zamieniam się w obserwatora
rzeczywistości”, to choroba staje się przyczyną pisania, ale nie jest główną
bohaterką, jest w tle, obok. Faktycznie od 10 października 2011 roku prawie
codziennie spisuje swoje spostrzeżenia, analizy, dzieli się z czytelnikiem
swoimi radościami, smutkami, czasem wątpliwościami. Rzeczywistość, która go
otacza, tak dobrze znana nam − polskim czytelnikom − zostaje przesiana przez
sito dobrej, rzetelnej i prawdziwej obserwacji.
W mediach głośno na temat wspomnianej książki, w której nie
brakuje ostrej krytyki świata polityki, niezgody na niekompetentnych recenzentów, tchórzliwych krytyków filmowych, żalu, gdy mowa o kolegach „po fachu”, którym sprzedaż
własnego nazwiska miała dać sławę, a dała jedynie bolesną nauczkę. Człowiek śledzący bieżące wydarzenia, wie o
kim Artysta pisze. On mógł sobie na taką krytykę pozwolić, choć w moim
przekonaniu i tak delikatny to język.
Dosyć jednak o krytyce, choć ta dosadna i pierwszorzędna. Jest
i czas na pochwały. Bo dobry film trzeba chwalić, pozostawić na jego temat
ślad, choćby „Erratum” Marka Lechkiego, czy „Róża” Smarzowskiego. Bodaj najpiękniejsza recenzja tego − w mniemaniu Autora − niedocenionego filmu. Nie zabrakło też kilku słów na temat ostatniego
filmu Agnieszki Holland.
Kondycja tak drogiej mu „świątyni”, jak o teatrze pisze
Autor, jest w moim przekonaniu kwintesencją wypowiedzi. Poświęca dużo uwagi
teatrowi, który był i jest jego domem, ten obecny, choć mu znany, nie zawsze
jest rozumiany. Do młodego, współczesnego aktora, nie tylko teatralnego, śle
przesłanie:
„Bądźcie formacją młodych artystów, narzucającą swą nową estetykę i mającą odwagę ją prezentować, a nie tylko gromadką celebryto-aktoro-głupków, będących tylko żerem dla „Super Expressu” i jego czytelników”.
Młody człowiek jest kimś ważnym dla Artysty. Daje się odczuć
pewien dystans i niezrozumienie, może nawet strach. Pewna przepaść, która
dzieli Autora z pokoleniem, które już żyje innym rytmem, wierzy w inne ideały. Ta naturalna sytuacja
jest oczywista, a jednak bolesna. Nie znaczy to, że Aktor całkowicie skreślił
młode pokolenie i nie daje mu już żadnych szans, wprost przeciwnie. Pomimo
zwątpienia i niezgody na pewien rodzaj „uprawiania” teatru, czuje się wśród
młodych najlepiej.
„Tajny Dziennik”
Mirona Białoszewskiego, czy „Rzymska komedia” Jarosława Mikołajewskiego, to
tylko niektóre książki, o których wspomina Autor. Czas mu podarowany,
postanawia wykorzystać czytając zaległe lektury. Nie brakuje, przy okazji, zabawnej obserwacji
dotyczącej książek o gabarytach ponadprzeciętnych. Bo jak czytać książkę
Franaszka o Miłoszu, czy „Listy” Lema i Mrożka na kolanach w pozycji
półleżącej, czy w metrze, jak zabrać taką cegłę do torebki?
Swoją najnowszą książką – dziennikiem, Jerzy Stuhr sprawił
przyjemność wiernym odbiorcom swojej twórczości, tym których cieszył szybki
koniec dziennikarskiego pisania, bowiem ta wiadomość oznaczała tylko jedno –
powrót do zdrowia, pracy, do artystycznego życia, do Włoch, w których zaczął
pracę nad kolejnym filmem.
Dlaczego przeczytam tę książkę jeszcze raz? Choćby dlatego,
że pomimo, iż jest bardzo wyważoną obserwacją aktualnych wydarzeń obyczajowych
i artystycznych, jest przede wszystkim rozmową, dialogiem, polemiką – a dla
mnie to wartość najważniejsza.
Jerzy Stuhr, „Tak sobie myślę”, Wydawnictwo Literackie
Jest jeszcze jeden drobiazg, który dla mnie jest
bardzo ważny. Nigdy nie wypadła mi z rąk do tej pory żadna książka, a
tym razem tak się stało, o wzruszeniu już nie wspomnę. Dziękuję Maestro!
10 komentarzy:
Już się nie mogę doczekać tej książki i chwil z nią spędzonych! Podziwiam Pana Jerzego Stuhra za to, że potrafił codziennie usiąść i pisać swoje przemyślenia... ja wiele razy próbowałam i i nie wyszło. To wymaga chyba bardzo duże sformatowania i nastawienia na siebie (w pozytywnym znaczeniu tego słowa) ! Pozdrawiam przyaromaciekawy
Mam wielką ochotę na tę książkę.
Lubie i cenię Stuhra "Za całokształt".
Pozdrawiam.
Przyaromaciekawy - to prawda, usiąść i spisywać to, co w głowie się pojawia gdy obserwujesz bieżące wydarzenia, to duży wyczyn. Jemu się udało i to jeszcze jak. Cieszę się, że niedługo zaczniesz lekturę:)
Florentyno, doskonale ciebie rozumiem. Miłej lektury:)
Właśnie zaczęłam czytać.
tereska
Teresko, miłej lektury:)
Muszę się jeszcze baaardzo poważnie zastanowić nad tym, czy chcę tę książkę przeczytać. :)
Na odpowiedniej stronie, od razu pomyślałam o Tobie :) Potem sprawdziłam Twojego bloga i potwierdziłam swoje przypuszczenia. Cóż mogę powiedzieć... che invidia! :)
Witaj Słowianko, czyli jednak ludzie rozpoznają:) cieszę się. dla mnie to tak duże wyróżnienie, że nawet nie mam słów.
A mnie bardzo rozczarowała książka p.Stuhra.Dziwi mnie jego recenzja filmu Agnieszki Holland.Tu chce przypomnieć panu Sthurowi że zakończenie filmu ma inny tekst "nie wszyscy na pogrzebie mówili " tylko "ktoś powiedział".A to zupełnie ma inny wydżwięk.
Spodziewałam się więcej erudycji po autorze.Polecam natomiast"Szarą godzinę"Kucównej.
Prześlij komentarz