2011-08-24

po Transatlantyku


Po Festiwalu Transatlantyk, dzięki któremu Poznań na kilka sierpniowych dni zamienił się w stolice dobrego kina i muzyki, nie ma już śladu. Pozostały jedynie wspomnienia i różne wrażenia. Wybór filmów, a skupiłam się tylko na filmach, był tak wielki, że aż nieprawdopodobny, mimo szczerych chęci, by zobaczyć jak najwięcej, człowiek musiałby spędzić dni całe w kinie, a i tak coś by przeoczył. Dlatego po gruntownym przestudiowaniu programu i konsultacjach wybrałam kilka filmów. Spośród tych, które udało mi się obejrzeć było niestety kilka rozczarowań i trochę niesmaku. Naturalna sprawa, staram się jednak na nich za bardzo nie skupiać, a pamiętać te, które do dzisiaj wywołują palpitacje serca.




„Poliss” („Polisse”) w reżyserii Maïwenn Le Besco. Premierowy pokaz właśnie na Festiwalu Transatlantyk. Dla mnie najlepszy film, jaki widziałam. Zdobywca Specjalnej Nagrody Jury na tegorocznym 64. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Cannes. Nie przywiązuje do tego wagi, nawet nie wiedziałam o tym wcześniej, przekonała mnie natomiast reżyserka, francuska produkcja i temat. A ten nie byle jaki, bo gdy chodzi o dziecko i ponaciągane jak z gumy granice, które stosują dorośli względem nich, to zaczynam nadstawiać uszu.
By film był jak najbardziej autentyczny, reżyserka towarzyszyła policjantom podczas pracy. Film, zatem jest autentycznym odzwierciedleniem sytuacji, jakie faktycznie miały miejsce.

Specjalna jednostka francuskiej policji do walki z pedofilią. Kilka osób, które dla dobra dziecka są w stanie ryzykować wiele, utratę pracy, rodziny a nawet życia. Są w stanie gotowości permanentnej. Ludzie, którzy też mają dzieci, którym czytają bajki na dobranoc, które tulą do siebie, pocieszają i dają gwarancję szczęścia. Poznajemy ich w pracy, zarówno podczas interwencji w mieście jak i podczas przesłuchań, które przeprowadzają z oskarżonymi o pedofilię. Siłą rzeczy, jak to w pracy bywa, są sobie bardzo bliscy. Między niektórymi z nich rodzi się uczucie, którego nie są w stanie powstrzymać. Potrafią dobrze bawić się w swoim towarzystwie, a odskocznią po ciężkim dniu pracy jest właśnie spontaniczna zabawa, której poddają się bez reszty.
Jak każdy człowiek, także oni, strażnicy dziecięcych światów, mają kłopoty, głęboko skrywane żale i pretensje, prywatne jałowe życia. Frustracje z tego wynikające przelewają na partnerów nie tylko tych życiowych. To zamknięty krąg, z którego ucieczka bywa niemożliwa.

Film zaskakujący i bardzo surowy w wyrazie. Nie ma w nim, moim zdaniem, ani jednej zbędnej sceny. Jeden z tych filmów, po których widownia nie ma śmiałości się poruszyć, albo najzwyczajniej w świecie nie ma sił by wstać. 




Pozostając przy temacie dziecka, muszę wspomnieć o filmie „Chłopiec z rowerem” („Le Gamin Au Velo”) w reżyserii braci Dardenne. To drugi film, który mogę z czystym sumieniem polecić. Nie o samą historię mi chodzi, ile o lekką umiejętność przedstawienia bardzo trudnego tematu, bo czy trudnym tematem nie jest okiełznanie zbuntowanego chłopca, próbującego za wszelką cenę odnaleźć swojego ojca?
Cyril (Thomas Doret), ma jedenaście lat. Cały świat, jaki posiada to jego ojciec, który pewnego dnia postanawia zacząć nowe życie bez syna i umieszcza go w domu dziecka. Chłopiec próbuje odszukać ojca (w tej roli znany z filmu „Dziecko” Jeremie Renier). Pomaga mu w tym Samantha (Celcie de France), która przywozi mu rzekomo skradziony rower. Rower jest tu bardzo ważnym przedmiotem, bowiem to ostatni element, który łączy go z ojcem. Między Samanthą a Cyrilem nawiązuje się pewna nić porozumienia. Kobieta zgadza się by chłopiec spędzał z nią każdy weekend. Tak zaczyna się trudna, choć piękna relacja między nimi.
Tak sobie myślę, że to film o tym, że nie można się poddawać po stracie. Brzmi trochę banalnie jednak dla jedenastoletniego dziecka strata to kosmos cały a jednak nie poddawał się. Wsiadał na ten swój rower i pędził przed siebie. Odnosiłam wrażenie, że on dobrze wie, co ma robić i jak postępować, że dobrze wie, co jest dobre a co złe, o czym przekonał mnie koniec filmu, a jeśli nawet błądził to miał do tego prawo, błądzić jest rzeczą ludzką.
Długo zastanawiałam się nad tym, czego oczekuje od kina, jakimi środkami wyrazu można mnie do siebie przekonać. I to jest właśnie taki film. Cały czas miałam wrażenie, że nie potrzeba wiele by zrobić ważny film, że wystarczy o dużych sprawach mówić skromnym i prostym językiem.




Jeszcze raz o dziecku, ale już z innej perspektywy. Bardziej o relacjach między dzieckiem a jego rodzicami i o agresji, jaka rodzi się w młodym człowieku, który nie zgadza się na otaczający świat. Mowa o filmie „W lepszym świecie” Susanne Bier. W Christianie, jednym z bohaterów, rodzi się bunt i niezgoda na pogodzenie się dorosłych z zastaną rzeczywistością, na brak wcielenia w życie zasady „oko za oko, ząb za ząb”. Sam postanawia zająć się sprawami, na które spogląda z perspektywy dziecka.
To jest tylko jeden wątek. Dawno nie wyszłam z kina i nie zadawałam tylu pytań.
„W lepszym świecie” stało się początkiem mojej wielkiej fascynacji duńską reżyserką. Widziałam wcześniej jej film „Otwarte serca”, zostawił po sobie ślad, nie na tyle jednak, by oszaleć tak, jak po wspomnianym wyżej.
Obejrzałam już większość filmów Susanne Bier i jest moją zdecydowanie ulubioną reżyserką. Po filmie „Tuż po weselu” utwierdziła mnie jedynie w przekonaniu, że odkrywając ją dopiero teraz zyskałam cudowny czas z jej sposobem opowiadania historii. Cieszę się, że teraz ona trwa. Prywatnie dodam jeszcze, że duży wpływ na odbiór miał dla mnie język duński. Jestem zakochana w językach skandynawskich.

Mogłabym jeszcze o „Miral” w reżyserii Juliana Schnabla. Ekranizacja powieści Ruli Jebreal o Palestynce, która wychowywała się w sierocińcu w Jerozolimie i całe życie była świadkiem walk miedzy Palestyńczykami i Izraelczykami. To ważny film i nie powinien przejść bez echa, mnie jednak do siebie nie przekonał. Podobnie było z „Circumstance” irańskiej reżyserki Maryam Keshavarz. Historia dwóch zakochanych w sobie kobiet, które muszą ukrywać swoją miłość. Uprościłam to bardzo, ale i ten obraz mnie do siebie nie przekonał, natomiast wątek liberalnych rodziców jako pokolenia wbrew pozorom bardziej otwartego, bardzo mi się spodobał i gdyby cały film oprzeć na tym właśnie, to, kto wie, może o nim pisałabym w pierwszej kolejności. I jeszcze „Klucz Sary” (”Elle s’appelait Sahar”) w reżyserii Gilles Paquet-Brenner. Ogromne rozczarowanie, kiepski film, a zakończenie tak banalne, że aż niesmaczne.

Żałuję tylko, że nie udało mi się obejrzeć „Snu o Afryce” Ulricha Kohlera, bardzo nad tym ubolewam.


5 komentarzy:

katasia_k pisze...

Ciesze sie, ze polecasz "Polisse", bardzo sie nastawiam na ten film. Za to rozczarowal mnie troche niestety "Chlopak z rowerem" - bardzo podobala mi sie pierwsza polowa, nieco mniej druga, od momentu, kiedy Cyril wprowadza sie do Samanty.

Libreria pisze...

polecam Polisse bardzo, bardzo. moj opis nie oddaje w pelni przeslania tego paradokumentu. pozdrawiam

tamaryszek pisze...

Zaciekawienie Susanne Bier rozumiem. Mam nadzieję,że zobaczę "W lepszym świecie" - znam "Tuż po weselu" i "Braci" (zdecydowanie lepszy niż amerykański remake sprzed roku).

Film Dardenne mam na celowniku, upoluję, gdy nadejdzie czas.

Ale miałaś natężenie "filmów z dzieckiem"!Cieszę się, że Transatlantyk wypalił! Już go wpisuję w swoje plany za rok.
Jak to się wszystko rozkładało? Na pewno Muza przygarnęła festiwalowiczów. Gdzie jeszcze były seanse?

Pozdrawiam.

Libreria pisze...

Tamaryszku, wszystkie fimy wyswietlali w Multikinie na Krolowej Jadwigi, czesc filow zabrala Muza.
Dzisiaj obejrzalam Druga szanse Susanne Bier i z wszystkich, ktore widzialam, zdecydowanie pierwsze miejsce Tuz po weselu i W lepszym swiecie.
jest jakas sila, ktora mnie do tego kina przyciaga:)
wiem, ze do festiwalu przygotuje sie lepiej w przyszlym roku bo mam nadzieje bedzie warto.

wczoraj udalo mi sie obejrzec w Muzie Sen o Afryce, ktorego juz nie zdazylam podczas festiwalu. polecam

bardzo goraco pozdrawiam:)

czara pisze...

"Chłopak z rowerem" to moim zdaniem najlepszy film braci Dardenne. To też jest kino dla mnie - skromne środki wyrazu i prosta, szczera historia.
Pozdrawiam!