2011-06-04

„Algierska podróż” Abdelkrim Bahloul

Poznań dostarcza mi ostatnio wiele wrażeń kinowych. Zakończył się VI Festiwal Filmów Afrykańskich - „Afrykamera” a już rozpoczął się „Przystanek Rumuńskiego Kina”. Mimo szczerych chęci nie jestem w stanie zobaczyć wszystkich filmów na jakie miałabym ochotę. W oczekiwaniu na film „Wesele w Besarabii” Napoleona Helmisa, w ramach wspomnianego kina rumuńskiego, który wybrałam spośród wielu, i na który mam nadzieje uda mi się dotrzeć, dwa zdania o filmie, który obejrzałam podczas Afrykamery, choć jak wspomniałam nie widziałam wszystkich produkcji, więc moje zdanie pozostaje bardzo skromne.




„Algierska podróż” („Voyage a Algier”) w reżyserii Abdelkrima Bahloula, bo o nim mowa, zrobił na mnie ogromne wrażenie, a historia Chouady (Samia Meziane), głównej bohaterki, do tej pory nie przestaje tkwić w mojej głowie. W latach 60 Algieria uzyskuje niepodległość. Francja opuszcza jej tereny a urząd prezydenta obejmuje Ahmed Ben Bella. Mąż Chouady ginie jako męczennik podczas walk narodowowyzwoleńczych. Kobieta otrzymuje od opuszczającego Algierię dyplomaty francuskiego dom, do którego przenosi się wraz z szóstką dzieci. Spokój i szczęście nie trwają długo, bowiem dom mają ochotę zamieszkać inne osoby, które nie mają do niego prawa, a które chcą wykorzystać słabość samotnej kobiety i własną pozycję. Chouada nie daje za wygraną, postanawia udać się do samego prezydenta by wyprosić łaski i wylać z siebie żal. Rozpoczyna się jej podróż, w którą zmuszona jest zabrać swojego ośmioletniego synka, bo jako muzułmanka nie może podróżować sama.
Film, jak wspominała przed jego projekcją prelegentka, został nakręcony bardzo lekko Zastanawiałam się co to może oznaczać, ale wychodząc z kina miałam wrażenie jakbym obejrzała go jednym tchem. Nie było tam żadnej zbędnej sceny, może nawet kilku mi zabrakło. Role dzieci były wspaniałe, dodałabym więcej scen z nimi. Skoro to film o podróży, zabrakło mi w nim plenerów, widoków, tego było moim zdaniem za mało. Są to jednak drobne uwagi, które nie miały dużego wpływu na mój odbiór.
Ten piękny obraz to w moim przekonaniu obraz nie tylko dzielnej kobiety, która ma odwagę walczyć z większym od siebie tyranem, to przede wszystkim obraz człowieka islamu, człowieka zmęczonego wojną, pragnącego spokoju i dobrej przyszłości dla siebie i swoich dzieci i wreszcie człowieka, który w swej mądrości daje pokój. Na uwagę zasługuje postać brata Chouady, który zajmując urzędnicze stanowisko, próbuje pomóc siostrze, rozmawia z jej dręczycielem i próbuje załagodzić sytuacje. Pomimo niepowodzenia nadal kieruje się mądrością i gdy Chouada nie chce wybaczyć swojemu oprawcy, ten namawia ją by mógł być jej przedstawicielem w pojednaniu, dzięki czemu ratują życie wroga.
I właśnie to mnie tak przekonało, mądrość wybaczenia, która okazała się potęgą, a to mądrość trudna i bolesna, na szczęście możliwa. 



1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Hi - I am definitely happy to find this. Good job!