2011-05-08

"Dziennik kawowy. Notatki z podróży" Ewa Kulak

 

Od długiego weekendu mija już tydzień, a ja ciągle pamiętam smak kolumbijskiej kawy Juan Valdes popijanej podczas lektury „Dziennika kawowego. Notatki z podróży po Kolumbii” Ewy Kulak. Pamiętam słońce, które wbijało się między wersy tekstu, przypominając mi, że czas oderwać się od lektury i korzystać z jego promieni. Dzięki temu mogłam dłużej rozkoszować się tekstem, czytać wolniej, niespiesznie, chłonąc każde słowo z kolumbijskiego świata.

Książka jest rekompilacją tekstów, które wcześniej ukazały się na stronie internetowej Ewy, która to strona traktowała głównie o życiu w miejscu bogatym w różnorodność – Kolumbii. Miejscu, w którym Ewie dane jest smakować życia.
Jak pięknie napisał Mario, mąż Ewy:

„Teksty zaczęły krążyć po uliczkach Candelarii, zeszły po ulicy Siódmej, wmieszały się między ludzi, przeskoczyły kordylierę, spróbowały pandeyuca, zatańczyły huayno i opaliły się w słońcu Karaibów. Każde słowo starało się zaimpregnować pięknymi kolorami oczy tych wszystkich, którzy posiadali tylko bardzo odległy i zdeformowany obraz tego, czym tak naprawdę jest Kolumbia”.

Bogota

Dodałabym jeszcze coś od siebie. Dzięki tym tekstom dowiesz się czym jest Tagua – roślinna kość słoniowa, dzięki której kolumbijscy rękodzielnicy wyrabiają cuda. Część z nich możecie obejrzeć tutaj www.galeriamacondo.pl
Teksty Ewy są też trochę niebezpieczne, jeśli chodzi o ilość kalorii, bowiem przesycone są smakami i zapachami, które stają się prawdziwą męką dla tych, którzy są na diecie. Dowiecie się, co to jest kolumbijska chuleta de cerdo, czyli największy kotlet schabowy, który ma pół metra długości i podawany jest z ryżem, salatką i cidrą – bulwą przypominającą europejskie ziemniaki. Nie przejdziecie obojętnie nad opisem świeżych i słodkich soków lub koktajli z mleka i owoców takich jak lulo, guanabana, karuba, marakuja czy pitahai. Słodkie ananasy, małe czereśnie nazywane uchuvas, czy plasterki słodkiego platana. Na samą myśli jak mogą smakować te tropikalne owoce, niespotykane na europejskim rynku robi się słodko i błogo.




Jawi się poprzez teksty Ewy obraz Kolumbii bardzo zróżnicowany, bowiem nie jest to tylko pean na cześć różnorodności, kolorytu czy atrakcji, a El Dorado to tylko nazwa międzynarodowego lotniska w Bogocie. To kraj, w którym dzieci biorą aktywny udział w konfliktach zbrojnych, są rekrutowane w szeregi wojska. Dla większości małych żołnierzy to jedyny sposób na przetrwanie. Kolumbia to kraj estrato, aż siedmiu warstw społecznych. Jedenastu milionów ludzi żyjących w skrajnej biedzie i nędzy, bez możliwości polepszenia swojej sytuacji. Ludzi żyjących na ulicy, żebrzących, śpiących w drzwiach obcych domów. Kraj absurdu, w którym na dworcu autobusowym nie istnieje rozkład jazdy, a kierowcy przekrzykują się, podając nazwy miast, do jakich podążają. Łatwo sobie wyobrazić chaos, jaki na takim dworcu panuje. Kraj z lotniskiem, na którym nie funkcjonują megafony, informujące pasażerów o zmianach lotów, z głośnymi Boeingami w tle.

La Candelaria

Ewę poznałam dzięki jej stronie internetowej kilka lat temu. Najpierw czytałam ją bardzo często i dokładnie, poznając jej kolumbijski świat. Potem spotkałyśmy się w realnym świecie, bo jednak takie spotkania uważam za pierwszorzędne, choć nie ukrywam, że długie maile ułatwiły nam nieco zadanie. Od tamtej pory spotkałyśmy się już kilka razy a to pierwsze spotkanie było decydujące i na długo zapadło w moją pamięć. Jeśli czuliście kiedyś, że spotkaliście bratnią duszę, to ja właśnie tego doświadczałam kilka lat temu i doświadczam za każdym razem, gdy się spotykamy. Cieszy mnie ta przyjaźń. Pomimo kilometrów, które nas dzielą słyszymy się często i piszemy jeszcze częściej.

Wierzę, że któregoś dnia zasmakuje tych wszystkich świeżych soków z tropikalnych owoców i będę mogła wypić kolumbijską kawę w towarzystwie Ewy i Mario spoglądając na Andy!


Bogota

Książka została wydrukowana w warsztatach graficznych Poemia w Cali, w Kolumbii, w miejscu, w którym miałam robić praktyki i ciągle wierzę w to, że się to uda. Składa się z dwóch części językowych, polskiej i hiszpańskiej.
Wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony Ewy www.ewakulak.com

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Też przeczytałam tę książkę. Podpisuję się pod wszystkim.
tereska

Anna pisze...

Ta książka to spora dawka miłości do kraju w którym żyje Ewa.Czytając nabiera się ochoty na obejrzenie Kolumbii innej od tej prezentowanej w Europie

Libreria pisze...

Dziewczyny oj nabiera się ochoty, nabiera! pozdrawiam