2011-04-12

Za zamkniętymi drzwiami Magda Szabo




Jest sporo książek, które nie pozwalają mi na długi czas wrócić do rzeczywistości. Nawet specjalnie wracać nie chcę. Siedzę, myślę, mielę w głowie, aż w końcu wybucha najczęściej złość, że już koniec.
Cenię sobie bardzo umiejętność dostarczania za pomocą niewielkich środków ogromnych emocji. Trzeba mieć talent, taką przypadłość, która jednym życie niszczy, innym daje radość.
Tak intensywnego ładunku emocjonalnego, ilości pytań, które wirują w głowie i strachu przed odpowiedziami, dostarczyła mi Magda Szabo, a jej książka „Zamknięte drzwi” wreszcie pootwierała moje.

Tajemnicza Emerence Szeredas. Gospodyni, służąca, dozorczyni. Trochę zdziwaczała, samotna, apodyktyczna, jednak lubiana i traktowana przez sąsiadów z szacunkiem, oraz doceniana, zapracowana i poszukująca kogoś do pomocy w domu węgierska pisarka, żyjąca tylko z mężem. Spotykają się i tak zaczyna się ich dwudziestoletnia dość skomplikowana przyjaźń. Skomplikowana, bowiem trudno o komplikacjach nie wspomnieć, gdy obie świat postrzegają tak różnie. Wycofanie i tajemniczość Emerence mnoży jedynie niepokojące, pełne spięć sytuacje między kobietami.
Emerence nie przebiera w słowach, krytykuje religijność pisarki, jej „walenie w maszynę” uważa za stratę czasu, nazywa ją mściwym człowiekiem, szydzi z jej życia. Muszę przyznać dość odważnie.

„Co Pani sobie myśli o Bogu i Chrystusie, o których się pani wypowiada jak o osobistych znajomych, bardzo tanio dostaje się u pani zbawienie. Nie dałabym grosza za pani religijność w tygodniu, pani tylko w mieszkaniu jest nieporządna, bo w życiu to pani lubi ład, aż wstręt bierze. W poniedziałek o trzeciej, żeby się paliło i waliło, dentysta, szczerzymy zęby i z powrotem taksówką, bo na drogę to już brak czasu. Co czwartek fryzjer, co środę pierzemy, nigdy innego dnia, prasowanie w czwartek, czy wyschło, czy mokre. W święto i  w niedzielę kościół, we wtorek mówimy tylko po angielsku, w piątek po niemiecku, żebyśmy nie zapomnieli. A poza tym bezustannie walimy w maszynę”.

Jednak rodzi się miedzy nimi bardzo specyficzna więź, która je do siebie przyciąga. Wraz z rosnącym zaufaniem, Emerence przekazuje swojej chlebodawczyni skrawki historii swojego ciężkiego życia, a wkrótce pisarka staje się jedyną osobą, przed którą Emerence otwiera drzwi swojego mieszkania, do którego nikogo dotąd nie wpuszczała. Co kryje się za tymi drzwiami, za które chętnie zajrzałby niejeden sąsiad? Jaką tajemnice kryje przed światem starsza kobieta?

Podobnie jak główna bohaterka mamy powody by nienawidzić Emerence, może nas irytować jej zachowanie, mamy prawo odczuwać niepokój i rozdrażnienie przyglądając się zachowaniu staruszki. I faktycznie tak się dzieje, przynajmniej podczas mojej lektury. Drażniła mnie swoją impertynencją i bezczelnością, ale po pewnym czasie zaczęłam jej wybaczać, coraz lepiej ją rozumiałam i podobnie jak u węgierskiej pisarki ze zrozumienia narodził się zalążek akceptacji a może współczucia.

Niesamowite jest to, że relacja między kobietami została nakreślona tak, że nie nudzi ani przez chwilę. I tu w moim przekonaniu kryje się ogromny talent Magdy Szabo.

2 komentarze:

niedopisana pisze...

Czy Magda Szabo od "Zamkniętych drzwi" to autorka "Tajemnicy Abigel"? Pamiętam, że czytałam "Tajemnicę" dawno, dawno temu i zrobiła wtedy na mnie spore wrażenie. Muszę sprawdzić, czy jej powieść skierowana nie do nastolatek przypadnie mi do gustu :)

Anonimowy pisze...

Niedawno czytalam w wersji angielskiej i bardzo mnie wciagnela. O ile bardziej bliska byla mi postac Emerence, to nie moglam zniesc Magdy i jej bycia petit burgeois pomimo chwalebnej przeszlosci. Ale ja chyba juz tak mam - w "Missing girl" tez szkoda mi bylo glownej bohaterki, a nie jej meza, ktora wiekszosc czytelnikow uwaza za psychopatke.

Pozdrawiam,