2011-03-08

Umiłowana Toni Morrison


„Sześćdziesięciu, i więcej, milionom”

Od niektórych książek nie można się oderwać, dodam więcej, nie wolno się odrywać. "Niedoczytanie"do końca narusza nasze sumienia, porzucać ich nie wolno, bo są czymś więcej niż w odpowiednich miejscach ustawionymi literami, które stają się słowami, a te zdaniami. Stają się historią, która zabiera Ci dusze na jakiś czas, i zmusza do całkowitego od życia oderwania.

Skończyłam „Umiłowaną” Toni Morrison. Skończyłam i nie skończyłam, bo czy taką książkę można nazwać skończoną? Mija kilka dni, a ja nie mogę sięgnąć po kolejną, bo ta historia wsiąkła we mnie, wbiła się jak gwoździe wbijały w kajdany afroamerykańskich niewolników.

O „niedoczytaniu” przy okazji „Umiłowanej” wspominam, bo ono jest możliwe z całkiem zrozumiałych powodów. Bunt i złość karze rzucić ją w kąt, po to, by ponownie po nią sięgnąć, a bogata narracja zmusza czytelnika, nie tyle do doczytania, co do pochylenia się, bo nagle zdaje sobie sprawę, że trzyma w ręce dzieło, głos nie jednego, a wielu.

Dość skomplikowana narracja w moim przekonaniu jest wartością dodatkową. Uwielbiam tak zbudowane powieści. Strzępy pamięci, liczne retrospekcje. Trzeba przeczytać część trzecią, by zrozumieć pierwszą i wnikliwie przedrzeć się przez pierwszą, by w ostatniej wybaczyć.

Historia Sethe, zbiegłej niewolnicy, jej czwórki dzieci, teściowej Baby Suggs, Paula D, Paula A, Szóstego, Halle’a, jest historią wielu niewolników, których charakterystykę wpisywano „po tej stronie kartki, po której spisuje się cechy zwierzęce”.
Sethe ze swoim drzewem na plecach, korzeniem, pniem i splatanymi gałązkami wyrytymi na zawsze przez biczowanie. Jej martwa skóra na plecach.
Sethe i pragnienie by jej dzieci nie zaznały losu niewolnictwa do końca życia, które w jej mniemaniu byłby gorszy niż śmierć, a jeśli śmierć mogłaby być lepsza od niewoli, to ona zrobi wszystko by im ulżyć.
Sethe i w jej dłoniach krew własnego dziecka, którym karmi kolejne.
Sethe i jej Umiłowana, ta nieodgadniona, tajemnicza dziewczyna o głosie dwuletniego dziecka.
Sethe i jej siła, odwaga, wielkość i miłość.

„ Biali mogli splugawić ją, ale nie to, co miała najlepszego – samo piękno i urok jej życia – tę jej część, która była czysta. Żadnych koszmarów sennych z dręczącym pytaniem, czy ten bezgłowy, beznogi tors wiszący na drzewie z wypalonym znakiem to ciało jej męża, czy też Paula A; czy wśród śmiertelnie poparzonych dziewcząt w szkole dla czarnych, podpalonej przez patriotów, znajduje się jej dziecko, czy gang białych zgwałcił jej córkę, splamił jej uda i zepchnął ją z fury. Ona mogła pracować na podwórzu rzeźni, ale nie jej córka”.

W 1993 roku Toni Morrison otrzymuje Literacką Nagrodę Nobla. "Umiłowana" jest jej piątą książką, choć z pewnością miała ogromny wpływ na przyznanie nagrody.
Mogę się jedynie zżymać na samą siebie, że dopiero teraz sięgam po książkę, która jest tak ważna, tak wartościowa, ale wierzę w to, że każda ma swój czas.

Najlepsza książka, jaką przeczytałam w ostatnich miesiącach.

4 komentarze:

Claudette pisze...

Mnie "Umiłowana" nie zachwyciła.

Strasznie denerwowali mnie bohaterowie i nie mogłam w pełni wyobrazić sobie świata przedstawionego - ciągle łapałam się na tym, że mam do czynienia z rudą piegowatą dziewczynką, jej grubą czarnowłosą mamą i kruchą chudziutką blondynką - Umiłowaną. Oczywiście wszystkie one nie były czarnoskóre, tylko białe.

Najbardziej jednak zdenerwowało mnie doszukiwanie się w tej książce przez tłumaczkę nawiązywań do Biblii, bo wydało mi się bardzo nienaturalne, niezwykle niewłaściwe.

Powieść Morrison jako historia niewolnictwa jest rzeczywiście bardzo barwna, niezwykle poruszająca, ale nic poza tym. Nie wiem, czy kierował się komitet przyznając jej Nagrodę Nobla...

Lilithin pisze...

Na mnie też zrobiła wrażenie. Czytałam też "Jazz" Morrison, ale "Umiłowana" zdecydowanie bardziej porusza.

Anonimowy pisze...

jak przeczytam to podzielę się z Tobą moimi spostrzeżeniami.
tereska

Libreria pisze...

Claudette bardzo się ciesze, ze literatura ma to do siebie, że jednym się podoba a innym nie. Mnie tez początkowo bohaterowie denerwowali, ale z każda przewrócona kartką czułam do nich wielka estymę, za to, że wytrwali, ze próbowali "normalnie" żyć, choć trudno o normalnym życiu w ich przypadku wspominać.
Ja byłam zachwycona sposobem przedstawienia tej historii, notabene podpatrzonej z życia realnego.
Lilithin musze się przyznać, że oprócz Umiłowanej nie czytałam żadnej książki Morrison. Z pewnoscia to nadrobię, tylko pytanie kiedy:-)
Pozdrawiam obie Panie