„Spełniam moje marzenia, zmagając się z najwyższymi szczytami. Pasja, która pożera wszystko” Piotr Morawski
„Wierzę, że życie jest po to, żeby mieć marzenia. Wierzę, że warto próbować tych marzeń dotknąć, że warto spróbować marzenia zmieniać w cele, i że cały czas warto marzyć dalej” Olga Morawska
Bardzo ciężko mi pisać o tej książce.
Ciężko, bo już nie pamiętam takich emocji, tylu łez i szlochu podczas lektury. Gdy sięgam pamięcią wstecz, to jestem w stanie przypomnieć sobie tylko jedną książkę, podczas której emocje zwyciężyły i potok łez mnie samą zaskoczył.
Piotr Morawski zginał na Dhaulagiri 8 kwietnia 2009 roku, wpadając w 25-metrową szczelinę.
W dramatycznych warunkach po Piotra zszedł jego przyjaciel Peter Hamor, pomoc wzywała Justyna Szepieniec a reanimacji dokonywał zespół wspinaczy TOPR-u, między innymi lekarz Roman Mazik, którego Piotr poznał podczas wyprawy na K2.
Książka ta, jest realizacją jednego z marzeń Piotra Morawskiego, by napisać książkę. Nie zdążył tego zrobić. Marzenie swojego męża dokończyła jego nieustająca w biegu żona, Olga, która wydała książkę będącą nie tylko zbiorem wszystkich odnalezionych dzienników Piotra, ale także wspomnieniem z ich zwykłego, nizinnego życia.
Powstrzymam się od szczegółowych opisów górskich dokonań Piotra, o tych możecie przeczytać na jego stronie internetowej www.piotrmorawski.com, natomiast pozwolę sobie na podkreślenie wielkiego wysiłku jaki w osiągnięcia swojego męża włożyła Olga Morawska.
Od początku do końca to książka o wielkiej żonie swojego sławnego męża. Wspomnienia Olgi Morawskiej są nad wyraz prawdziwe. Między oddaniem swojemu mężowi, miłości do niego, wsparciu, jakiego mu udzielała, wyłaniają się tak ludzkie uczucia jak zazdrość, o góry, o czas, o osiągnięcia, wreszcie o uwagę. Pisze o zagubieniu samej siebie, bo robi się coś dla kogoś, o kompromisach, których bez liku, o strachu, który trzeba oswoić i z którym trzeba się pogodzić.
Bezcenna to lektura dla każdego, kto z pasji, jaką jest wspinaczka uczynił sposób na życie, kto jest rozdarty między tym, co w górze, a tym, co zostawia na dole, między dwiema sferami ważnymi i ważniejszymi w danym momencie. Trudna to droga, okupiona dramatycznymi decyzjami i tym bolesnym rozdarciem, z którym trudno żyć.
Im więcej czasu poświęcałam na oddanie się tej lekturze, tym bardziej byłam pewna, że oto spotkały się dwie osoby, które spotkać się miały. W niesnaskach i nieporozumieniach, które siłą rzeczy musiały się pojawić wyłania się oddanie, miłość i zrozumienie, o które bardzo trudno.
Na uwagę zasługuje również fakt, w jaki sposób książka została wydana. Jakbyśmy czytali jeden z dzienników Piotra, do tego z przepięknymi górskimi fotografiami Himalaisty i zdjęciami z ich wspólnego rodzinnego życia.
„życie nie jest mierzone liczba oddechów, ale liczbą momentów, które zapierają nam dech w piersiach”
Przy okazji Od początku do końca, wracałam często do książki Zostają góry wydanej kilka miesięcy wcześniej a będącą zbiorem opowiadań, felietonów i wspomnień Piotra Morawskiego.
Równie pięknie wydana z fotografiami zapierającymi dech w piersiach i najpiękniejszym wspomnieniem, jaki napisał Simone Moro, włoski himalaista, który z Piotrem zdobywał szczyt Shisha Pangma. Wracam do tego tekstu tak często, że już przestałam liczyć. Wszystkie odpowiedzi na pytania, które zadałam w ostatnich miesiącach, są tam zawarte. Bardzo dla mnie ważny tekst!
Ciężko, bo już nie pamiętam takich emocji, tylu łez i szlochu podczas lektury. Gdy sięgam pamięcią wstecz, to jestem w stanie przypomnieć sobie tylko jedną książkę, podczas której emocje zwyciężyły i potok łez mnie samą zaskoczył.
Piotr Morawski zginał na Dhaulagiri 8 kwietnia 2009 roku, wpadając w 25-metrową szczelinę.
W dramatycznych warunkach po Piotra zszedł jego przyjaciel Peter Hamor, pomoc wzywała Justyna Szepieniec a reanimacji dokonywał zespół wspinaczy TOPR-u, między innymi lekarz Roman Mazik, którego Piotr poznał podczas wyprawy na K2.
Książka ta, jest realizacją jednego z marzeń Piotra Morawskiego, by napisać książkę. Nie zdążył tego zrobić. Marzenie swojego męża dokończyła jego nieustająca w biegu żona, Olga, która wydała książkę będącą nie tylko zbiorem wszystkich odnalezionych dzienników Piotra, ale także wspomnieniem z ich zwykłego, nizinnego życia.
Powstrzymam się od szczegółowych opisów górskich dokonań Piotra, o tych możecie przeczytać na jego stronie internetowej www.piotrmorawski.com, natomiast pozwolę sobie na podkreślenie wielkiego wysiłku jaki w osiągnięcia swojego męża włożyła Olga Morawska.
Od początku do końca to książka o wielkiej żonie swojego sławnego męża. Wspomnienia Olgi Morawskiej są nad wyraz prawdziwe. Między oddaniem swojemu mężowi, miłości do niego, wsparciu, jakiego mu udzielała, wyłaniają się tak ludzkie uczucia jak zazdrość, o góry, o czas, o osiągnięcia, wreszcie o uwagę. Pisze o zagubieniu samej siebie, bo robi się coś dla kogoś, o kompromisach, których bez liku, o strachu, który trzeba oswoić i z którym trzeba się pogodzić.
Bezcenna to lektura dla każdego, kto z pasji, jaką jest wspinaczka uczynił sposób na życie, kto jest rozdarty między tym, co w górze, a tym, co zostawia na dole, między dwiema sferami ważnymi i ważniejszymi w danym momencie. Trudna to droga, okupiona dramatycznymi decyzjami i tym bolesnym rozdarciem, z którym trudno żyć.
Im więcej czasu poświęcałam na oddanie się tej lekturze, tym bardziej byłam pewna, że oto spotkały się dwie osoby, które spotkać się miały. W niesnaskach i nieporozumieniach, które siłą rzeczy musiały się pojawić wyłania się oddanie, miłość i zrozumienie, o które bardzo trudno.
Na uwagę zasługuje również fakt, w jaki sposób książka została wydana. Jakbyśmy czytali jeden z dzienników Piotra, do tego z przepięknymi górskimi fotografiami Himalaisty i zdjęciami z ich wspólnego rodzinnego życia.
„życie nie jest mierzone liczba oddechów, ale liczbą momentów, które zapierają nam dech w piersiach”
Przy okazji Od początku do końca, wracałam często do książki Zostają góry wydanej kilka miesięcy wcześniej a będącą zbiorem opowiadań, felietonów i wspomnień Piotra Morawskiego.
Równie pięknie wydana z fotografiami zapierającymi dech w piersiach i najpiękniejszym wspomnieniem, jaki napisał Simone Moro, włoski himalaista, który z Piotrem zdobywał szczyt Shisha Pangma. Wracam do tego tekstu tak często, że już przestałam liczyć. Wszystkie odpowiedzi na pytania, które zadałam w ostatnich miesiącach, są tam zawarte. Bardzo dla mnie ważny tekst!
6 komentarzy:
mam tą książkę, ale boję sie ją czytać.. wlasnie z pwodu tych emocji..
nie ma się czego bać. ja podeszłam do niej trochę emocjonalnie, bo i temat bardzo mi bliski. Gorąco polecam to warta uwagi książka...
Ale piękna recenzja... Steph Davis już przeczytałam, może pora teraz na tę książkę... :)
Dziękuję!
Steph jest niesamowita, mój wzór:-)
jeśli zdecydujesz się na tę książkę, to nie pożałujesz, jeśli masz ochotę na jakieś górskie czytanie, to chętnie służę pomocą albo może się wymienimy spostrzeżeniami?
Dzięki Izabela, jeśli chodzi o górskie czytanie to na razie się rozkręcam :)
:) A spostrzeżenie nt. Steph, to podoba mi się jej niesamowita determinacja, podążanie za własnym głosem. I niestandardowy sposób życia :) Ale czytanie jej, to dla mnie, hmm, podziwianie z daleka ;) polecam obejrzenie na youtube, filmiku dotyczącego yosemite national park (Spirit of Yosemite). Widzialam na żywo El Capitana, tę 'przerobioną' przez S.D. górę :) tam jest niesamowicie. Pozdr:)
Steph potrafi zarazić determinacją w działaniu, wytrwałością i sposobem na życie. Jeśli o mnie chodzi dawno nie czytałam książki równie pasjonującej co zarażającej i zachęcającej do działania:-)
Spirit of Yosemite właśnie obejrzałam, to RAJ, nie dziwię się dlaczego ni wszyscy tak lgną go tych miejsc niezwykłych.
Widziałaś na żywo El Capitana - i jak ja mam to skomentować:-)
pozdrawiam górsko!
Prześlij komentarz