zadziwiająco przyjemnie i lekko przekroczyłam próg dorosłości z dorosłością nie mający jednak nic wspólnego
lekko to najbardziej właściwe słowo, jakie przychodzi mi do głowy, jest mi tak cholernie lekko, że aż dziwię się sama sobie
jakby życie postanowiło na trzydzieste urodziny dać mi to w formie prezentu
zamiast wielkich imprez, szaleństw i rozrywek planowanych a nie podopinanych, pewnie z braku czasu, sił i jeszcze kilku innych przyczyn, czas ten spędziłam spokojnie
za to wczoraj dostałam w prezencie imieninowym, zaproszenie na koncert do bardzo specyficznego dla mnie miejsca w Posen, które zawsze będę kojarzyła z dobrymi czasami
Blue Note, bo o nim mowa ku mojemu zaskoczeniu jest takim samym klubem, jakim był te kilka lat temu, gdy bywałam tam zdecydowanie częściej niż obecnie
Brian Fentress zaczarował publiczność śpiewając utwory artystów takich jak Frank Sinatra, Louis Armstrong, Nat King Cole, Ray Charles, Dean Martin czy Stevie Wonder
specyficzna aura dobrej muzyki unosiła się w powietrzu, cudowny miękki, silny głos pozwolił mi cieszyć się chwilą, ułamkiem sekundy w całkowitym oddaniu dźwiękom
lampka wina, toast, radość, uśmiechy i obietnica, żeby częściej bywać tam gdzie czuję się tak przyjemnie:)
i słoneczniki były:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz