Inne kraje, inne kultury, inny niż mój własny czasem ograniczony do własnego podwórka świat zawsze jawiły mi się jako miejsca szczególnie ciekawe, stąd pewnie mój pęd do takich miejsc innych, zadziwiających. O Mongolii myślę już od dawna, sama nie wiem dlaczego jest mi tak bliska, być może dlatego, że taka daleka i w swej inności zaskakująca.
Po Czas czerwonych gór Petry Hulovej sięgam więc nie bez powodu.
Kraj, który daje każdej z nich inne doświadczenia, inne szanse, kraj, który zapisuje historię każdej z nich inaczej.
Wszystkie oprócz córki Dzai urodziły się z dala od miasta, w stepie, w jurtach, w mongolskiej wsi, tam gdzie tradycja stawiana jest na piedestale. Uosobieniem tej tradycji jest babcia głównych bohaterek Dolgorma, której obecność jest nieodłącznym elementem życia dziewczynek.
Nie wszystkie jednak pogodziły się ze swoim życiem. Dzaja i Nara chcąc szukać swego szczęścia w mieście, wyruszają do Ułan Bator, miasta, które jawi im się jako miejsce gdzie łatwiej żyć. Niestety los okrutnie obchodzi się z siostrami, a kraina mlekiem i miodem płynąca szybko staje się piekłem, którego płomienie ogrzewają.
6 komentarzy:
Nigdy nie czytalam nic o Mongolii, ale Twoja recenzja zacheca, by siegnac po te ksiazke. Dziekuje!
Mnie również zachęciła Twoja recenzja. I też nie czytałam jeszcze niczego o Mongolii. Czas to chyba zmienić ;)
polecam książkę gorąco!
Zaciekawiłaś mnie
tereska
Kiedys tam dotre... to jedno z moich ulubionych miejsc znanych z opowiesci ojca... ksiazke wlasnei skonczylam czytac... dobra, ale czegos mi brakuje...
ja tez mam nadzieję, że kiedys tam dotrę...wierzę w to gorąco. dziękuję, że jesteś tutaj...
Prześlij komentarz