2013-06-14

koncertowo

Pamiętam, był marcowy dzień, wieczna zima, zastanawiałam się jak długo jeszcze będzie trwała pora roku, która już dawno powinna opuścić naszą strefę klimatyczną.
Moje zniechęcenie sięgało granic wszelakich, gorzej już być nie mogło.
Pamiętam, byłam w pracy tego zimowego dnia. Na chwilę wpadł mój przyjaciel i położył na moim biurku płytę.

I to był on - Tito Paris. Słońce, rytm, muzyka, która dała nadzieję, że słońce się szybko pojawi. Przesłuchałam raz, potem kolejny, i tak już słucham do dzisiaj.

Niespodzianką dla mnie był jego wczorajszy koncert w Warszawie w Teatrze Studio. Kameralny, relaksujący, niestety zdecydowanie za krótki.
Uwielbiam go na scenie, jest taki swobodny, bawi się muzyką. Zaśpiewał wszystkie najbardziej znane utwory.
Koncert otworzył Marcin Kydryński, a Anna Maria Jopek, była dodatkową niespodzianką, jak cały ten wieczór. Zaśpiewali razem dwa utwory, w tym mój ukochany Sodad. Budzę się do tego utworu każdego dnia, moi sąsiedzi mają mnie już chyba dosyć.

Ten koncert był dla mnie zdecydowanie ważniejszy niż koncert Marizy kilka tygodni temu w Warszawie, być może dlatego, że uratował mnie wtedy w marcu, i tym razem też mu się udało.
Mariza jednak jeszcze raz porwie mnie we Wrocławiu 23 czerwca.

Jedno pytanie, jak można taki koncert zorganizować w miejscu, w którym publiczność musi siedzieć. To jak zwierzęta pozamykane w klatkach, czego nie znoszę i nie akceptuję. Nogi rwały się do tańca, biodra rozpychały się na fotelach, stóp już nie ogarniałam. więcej grzechów nie pamiętam:-)



2 komentarze:

nocnywidz pisze...

A przyjaciel przytupywał obok przyspawany do fotela... :-)

Libreria pisze...

a widziałam przyjaciela, widziałam:-)