2012-12-22

doczekałam się

„Spojrzałam na kamienicę, która cierpiała na jakąś przewlekłą dermatologiczną przypadłość. Ściany pokryte były liszajami, wśród których wykwitały świeże bąble oparzeliny, a te, które już pękły, sączyły żółtawy płyn. Mur sprawiał wrażenie czegoś miękkiego, co rozpadanie się, ustąpi pod dotknięciem dłoni. Jaskrawe placki seledynu, żółci i różu tam, gdzie ktoś zdobył się na wysiłek upiększania kawałka ściany wokół swojego okna, były znakiem, że ten poturbowany dom nie poddał się jednak do końca. Na parapetach za drewnianymi balustradami stały garnki z jedzeniem i wypełnione czymś foliowe worki szeleszczące na wietrze”.

Typowy klimat książek Joanny Bator. „Ciemno, prawie noc”, jej najnowsza książka, inna niż jej „Piaskowa Góra” i „Chmurdalia”. Z elementem tajemnicy i magii, do której mi ostatnio blisko. Bezbłędnie napisana, doskonale opowiedziana historia.  Przygoda, którą rozpoczęłam od pierwszego słowa, zapominając, że jest noc. Pragnienie zanurzenia się w tym obdartym, pełnym karaluchów, nieciekawym wałbrzyskim świecie, była tak silna, że zaczęłam czytać ją jeszcze raz.

Polecam wszystkie książki Joanny Bator, ale tę ostatnią polecam szczególnie.  Jest w niej wszystko to, czego ja poszukuję w literaturze – dobrze skrojone zdania, ciekawie opowiedziana historia, magia i zatracenie na niejedną noc.

Polecam również wywiad z Autorką w najnowszym Archipelagu.



2 komentarze:

papryczka pisze...

Mam za sobą dwie książki pani Bator i wywiad z "Nowych Książek". Obie książki są niesamowite. Wejdzie człowiek w ten soczysty świat i nie chcę, nie może wyleźć. Najnowsza książka jeszcze przede mną i nie martwi mnie ów fakt ani trochę:)
Pozdrawiam!

Libreria pisze...

zazdroszczę, że przed Tobą taka przygoda:) ja już w nieco innej przestrzeni jestem, ale o wałbrzyskich klimatach pamiętam!