zdjęcie z internetu |
Do Kobiet, o których wspominałam w poprzednim poście, dodaję Marię Peszek, a to za sprawą jej najnowszej, doskonałej, w moim przekonaniu, płyty. Od pierwszego do ostatniego utworu jest bardzo "nieprzyjemna" w odbiorze, i tak oczywista, że aż bolesna. Chylę czoło, za to, że tak umiejętnie podarowała nam spory kawałek prawdy. Bravo!
6 komentarzy:
Hehe, ja już tą płytę znam na pamięć. Jest boska, jest genialna, jest zabójczo fantastyczna! ;)
i trochę sprawia, że siada humor, nie sądzisz?
To jest płyta wspaniała! trochę byłam sceptyczna na początku, nie od pierwszego przesłuchania mnie wzięło, ale jak już wzięło, to na amen:)
bardzo dobrze, że taka muzyka "bierze" słowa amen bym w to wszystko nie mieszała:) ale to już pisze trochę z przekory. Cieszę się, że ta płyta ma tylu zwolenników. Dobre rzeczy muszą mieć wielu zwolenników.
hihi faktycznie słowo amen jest dość niefortunne zwłaszcza a propo tej płyty i jeszcze a propo mnie. Antychrysta z dziada pradziada. Widocznie wzięło mnie na amen i już:)
cóż, zatem niech będzie amen:)
podpisana z prawidłową do tego słowa interpretacją:)
Prześlij komentarz