Susan Sontag - moje ulubione zdjęcie (z internetu) |
W trzydziestostopniowym upale, w
przedziale pociągu relacji Kraków-Poznań, nie dało się wytrzymać. Miałam przy
sobie tylko jedną książkę, zdecydowanie za ciężką – tematycznie oczywiście, na
takie warunki. Ale nie lubię siedzieć bezczynnie. Pierwszy akapit, i już wiem, że ciężka to mało powiedziane.
Piekielnie było ciężko, ale waga i siła tej książki sprawiły, że po powrocie
przeczytałam ją ponownie i wiem, że zrobię to jeszcze kilka razy.
„W morzu śmierci. Wspomnienie
syna” Davida Rieffa – to nie jest
książka o śmierci, choć ta pojawia się na każdej stronie. To książka o sile i
chęci życia jego matki Susan Sontag. Kobiety o niewyobrażalnej sile i
inteligencji.
Pozostawiam Was z cytatami:
„Kochała życie, a jej głód wiedzy i potrzeba doznań oraz nadzieje twórcze wręcz nasilały się z wiekiem. Jeżeli miałbym jej obecność na tym świecie określić jednym słowem, wybrałbym „zachłanność” (w jej pozytywnym znaczeniu). Nie było rzeczy, której nie chciałaby zobaczyć, zrobić, spróbować, poznać” / str. 19
„W osobliwy sposób jej życie przypominało proces gromadzenia księgozbioru bibliotecznego albo urzeczywistniania własnych pragnień – z których niejedno datowało się z czasów jej samotnego dorastania (…) w dzienniku notuje, że jest wieczną studentką, i pyta samą siebie, czy w tym właśnie nie jest – koniec końców – najlepsza”. /str. 20
„Moja matka nigdy nie wątpiła, że jej wola przeżycia, lekceważenie obiegowych sądów, umiejętność odparowywania ciosów i odwaga w pokonywaniu przeszkód paradoksalnie dały jej poczucie życiowego szczęścia, to znaczy wyrobiły w niej przekonanie, że niezależnie od okoliczności może być kimś wyjątkowym”. / str. 26
Gdyby nie Susan Sontag pewnie M.
nie wsunęłaby mi tej książki do plecaka, a tak dostarczyła mi Czegoś, co
zostanie we mnie bardzo długo. Dziękuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz