2011-07-13

o kilku ciekawych wystawach

Dzisiaj o trzech a nawet czterech wystawach, które warto zobaczyć w Zakopanem, oczywiście wtedy, gdy pogoda nie pozwala wejść na szlak i w pocie czoła zdobywać szczyt.
Przy okazji dodam, że już od kilku lat podczas pobytu w Zakopanem pogoda rozpieszcza mnie deszczowym dniem, chyba po to, żebym mogła zobaczyć dobrodziejstwa kulturalne, jakie oferuje miasto, w przeciwnym razie byłabym na szlaku codziennie. Dłużej o trzech atrakcjach by czwarta mogła jeszcze trochę we mnie pozostać.

Pierwsze kroki skierowałam do Willi Oksza, nowej filii Muzeum Tatrzańskiego. Willa została zaprojektowana przez Stanisława Witkiewicza w 1894 roku, a zbudowana przez Wincentego Kossakowskiego. Cenna to dla mnie informacja, bowiem od dłuższego czasu noszę się z zamiarem zakupu książek poświęconych stylowi zakopiańskiemu w architekturze. Mam już kilka pozycji upatrzonych i sądzę, że na jesień podczas kolejnego pobytu w Zakopanem zakupię ich trochę.

Willa Oksza

Wystawa pod nazwą „Zakopane – pępek świata. Sztuka pod Giewontem w latach 1880 – 1939” jest wystawą, której przeoczyć nie można. Swą nazwą nawiązuje do tytułu książki Rafała Malczewskiego „Pępek świata”, książki, która opisuje życie w Zakopanem w latach XX-lecia międzywojennego. Był to dla miasta pod Giewontem czas bardzo prężny kulturalnie. Na wystawie można zobaczyć między innymi portrety Witkacego, obrazy Rafała Malczewskiego czy Zofii Stryjeńskiej. Dla mnie wydarzeniem było móc zobaczyć obraz Wandy Gentil-Tippenhauer, słynnej „Rudej”, bliskiej przyjaciółki Józefa Oppenheima, współautorki książki „W stronę Pysznej”. Dzięki moim przyjaciołom, z którymi jeżdżę w Tatry, historię „Rudej” znam bardzo dobrze i za każdym razem dowiaduje się od nich czegoś nowego. Ona i Józef Oppenheim zasługują na osobne notki, które nie mogłyby być krótkie, bo ich życia to dla mnie układanka, której odkrywanie ożywia zamierzchłe czasy.
Wystawa jest czynna do 31 grudnia 2011 roku, wiec z pewnością nawiedzę to miejsce jeszcze raz.



Wystawa, której istnienia trudno nie zauważyć w Zakopanem, bowiem ilość plakatów w samym mieście wprost zachęca do obejrzenia, to wystawa w Galerii Sztuki na Kozińcu „Witkacy. Psychoholizm”. Dość specyficzna, by nie rzec śmieszna, to była wizyta, zakończona dziwnymi pomysłami, a potem jeszcze bardziej szalonymi realizacjami owych pomysłów, na jakie wpadłyśmy zaraz po wyjściu z Galerii. Tak to już jest, że Witkacy dostarcza nam dziką energię.
Ponad sto fotografii autorstwa Witkacego, które powstały w latach 1910-1938. Na fotografiach są jego znajomi, przyjaciele, rodzina i on sam. Twarz, która na każdym zdjęciu jest zupełnie inną twarzą. Zagubioną, rozbawioną, szaloną, złośliwą i wreszcie tajemniczą. Jestem w trakcie lektury książki Janusza Daglera „Witkacego portret wielokrotny”, którą to lekturę „dawkuję” sobie, co jakiś czas. Wystawa ta dostarczyła mi również niezbędnej, jak się okazało, wzrokowej podniety. Trochę zawile, ale nie potrafię inaczej, gdy o Witkacym mowa.
Jeszcze do 28 sierpnia można spojrzeć prosto w oczy Witkacego.

Na Kozińcu

Dla tych, którzy na Kasprowy Wierch wybierają się kolejką linową i ponad przyjemność wspinaczki wybierają długie stanie w kolejce, (podziwiam!) można te chwile sobie osłodzić i przyjrzeć się fotografiom tatrzańskim Awita Szuberta, wybitnego krakowskiego fotografika XIX wieku. Wystawa jest bezpłatna, na powietrzu. Reprodukcje starych fotografii wprowadziły nas przez chwilę w świat bardzo odległy, a jednak bardzo bliski.

O ostatniej wystawie, która zrobiła na mnie największe wrażenie, postaram się napisać innym razem. Pewne jest jednak, że pod jej wrażeniem pozostaje do dzisiaj, choć mija już trochę czasu odkąd miałam okazję ją oglądać. Dała do myślenia, poprzestawiała, co przestawić miała, pozwoliła na chwilę cofnąć się i poczuć klimat czasów do których tak chętnie w opowieściach wracają moi przyjaciele i od jakiegoś już czasu, wracam i ja.

Brak komentarzy: