2010-07-25

przed wakacyjnie

Czytam dużo i szybko, ledwie skończę jedną książkę już widzę kolejne, które leżą i mnożą się w szybkim tempie na półce. Wszystko za sprawą barwnych wakacji, które przede mną, a na które po raz pierwszy w życiu nie zabiorę ani jednej książki. Nie zabiorę, bo zabrać nie mogę, poza tym zamierzam tym razem szaleć i oglądać, zwiedzać, zachwycać się, rozmawiać, korzystać z okazji i przede wszystkim nasycić się rozmową z osobą, z którą jadę na wakacje a która jest dla mnie prawdziwą skarbnicą wiedzy. 



W tej chwili podążam śladem Michelangelo Merisi zwanego Caravaggiem, zaczytując się w jego bogatej biografii. Uważnie śledzę jego poplątane losy i wnikam w przeszłość, która sprawia, że jego życie jest ciągłą ucieczką i pasmem nieporozumień. Z każdą przewróconą stroną dowiaduję się, co kierowało artystą przy malowaniu obrazów takich jak Ścięcie św. Jana Chrzciciela czy Wskrzeszenie Łazarza. To wszystko za sprawą książki Petera Dempfa Testament Caravaggia. Postać Caravaggia ostatnio często pojawia się w moim życiu być może za sprawą wystawy jego prac, która w ostatnich miesiącach miała miejsce w Rzymie, a której nie udało mi się zobaczyć, choć plan był bardzo poważny. 



Ubiegły tydzień to z kolei objawienie Lalą, Jacka Dehnela. Muszę przyznać, że dawno nie czytałam książki, która zrobiła na mnie tak duże wrażenie pod względem języka. Przeczulona jestem ostatnio na tym punkcie, lubię, gdy zabawa językiem polskim jest zabawą na wysokim poziomie, gdy umiejętność przekazania informacji w naszym języku staje się przygodą. Takie miałam wrażenia czytając Lalę. Jestem zachwycona gawędziarskim stylem pisania, pełnym dygresji, dygresyjek, odskoczni od głównego tematu, w którym totalny chaos, trzyma się jednak pewnych granic i tekst się nie rozlewa na wiele stron, a narrator barwnie i sprytnie radzi sobie z wielowątkowością w pewnym momencie scalając tekst w jedno. W przypadku Lali głównym elementem scalającym jest Lala - ukochana babcia Jacka Dehnela. To jedna z tych książek, które mogłabym czytać wielokrotnie, ciesząc oczy zdaniami, wyrazami, kombinacją słów. Nie wiem dlaczego, ale po lekturze Lali mam zamiar po raz kolejny przeczytać Z dziennika podróży, Andrzeja Bobkowskiego. Jednak kusi mnie już swoimi kartami Samotność liczb pierwszych, młodego włoskiego pisarza Paolo Giordano, a ponieważ wakacje spędzam w tym roku między innymi na włoskiej ziemi, ciekawa jestem, co też nowego pojawiło się na półkach we włoskich księgarniach. Ale o tym po powrocie.


4 komentarze:

B. Silver pisze...

Wspaniałe zdobycze :) Odpoczywaj tam na wczasach :) Mile spędzonego czasu życzę :)

pozdrawiam serdecznie ;]

Libreria pisze...

Do odpoczynku jeszcze troche czasu ale jak juz zaczne to troche to potrwa:-)
Wczoraj jeszcze kolezanki z pracy zaciagnely mnie do biblioteki i oczywiscie cos tam jeszcze zniosłam do domu:-)
pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Książkę "Samotność liczb pierwszych" Paolo Giordano śmiało polecam. Może moje "śmiało polecam" zmotywuje Ciebie do ukończenia lektury książki Testament Caravaggia :-). Powodzenia
tereska

Libreria pisze...

skończylam testament dzisiaj o 6 rano, wstalam tak wczesnie tylko po to by ja skonczyc:-)
zabieram sie za Giordano.