2009-12-27

o Falchan Kangri czyli Broad Peak '83 tylko dwie

Dla mnie zdobywanie wysokich gór to swego rodzaju gra, w której stopniowo poznajemy słabe strony atakowanego szczytu i walcząc z własnymi ambicjami ustalamy granice ryzyka. Szczyt nie jest więc przeciwnikiem, a partnerem w tej grze.
Anna Czerwińska

Można po górach chodzić, można zdobywać szczyty, można z tych wypraw wracać i o nich snuć opowieści, można też o swoich wyczynach górskich pisać książki. Pewnie, że można, wszystko można, sztuka jednak polega na tym, żeby napisać o tym, co się przeżyło w taki sposób, by się chciało tam pojechać a jeszcze lepiej żeby się czuło, że się tam jest i szczyt razem z wyprawą zdobywa. To już zupełnie inna sprawa, to już w moim mniemaniu sztuka i to duża, bo jak ciekawie napisać o trzykrotnej próbie zdobycia szczytu, o tym, że za każdym razem albo wiatr, albo śnieg albo masa innych przeciwności stawała na drodze by dokonać ostatecznego ataku. W jaki sposób przelać na papier przeżycie, którego siła jest tak ogromna, że zostawia ślad do końca życia. Jak to zrobić i w jaki sposób, żeby było ciekawie jak już za pisanie się zabierać.
Ance Czerwińskiej się udało i to jeszcze jak, wystarczy, że po odłożeniu książki śniło mi się , że spadam w jakąś przepaść, ogromną, która wsysa mnie w swoje ciemne czeliści a ja krzyczę i w ostatniej chwili chwytam się liny jak tej zbawiennej poręczy i wyję wniebogłosy, by dane mi było chociaż się obudzić. Dawno mi się takie rzeczy nie zdarzały a wszystko dzięki szczegółowej relacji Czerwińskiej z wyprawy na Broad Peak w 1983 roku, którą opisała w książce Broad Peak ’83 tylko dwie. Ośmiotysięcznik zwany też Falchan Kangri zdobyła razem z Krystyną Palmowską stanowiąc najmniejszą kobiecą wyprawę jaka do tej pory działała w górach najwyższych.
Nie mamy tu ani jednego zbędnego zdania a przeczulona jestem ostatnio na punkcie tak zwanego wodolejstwa, wszystko wyważone, jakby przez sito przesiane. Doskonała literatura.
I sama postawa Anny Czerwińskiej i Krystyny Palmowskiej, które szczyt zdobywają za trzecim razem, ich samozaparcie, siła, zdecydowanie, walka z żywiołem, z pogodą, która bywa dość kapryśną panią. Ich postawa utwierdza mnie tylko w przekonaniu, że moje pomysły są całkiem na miejscu.

POLECAM

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

To trzeba mieć charakter, żeby podjąć sie przygotowań do takiej wyprawy wspinać się w tak ciężkich warunkach. Chciałabym poczuć kiedyś tę satysfakcję:) / ar

Anonimowy pisze...

Wiesz...ilekroc czytam kolejne notki, ktore dodajesz, przepelnia mnie ogromny podziw dla Twojej pasji, czuje sie ta tetniaca w zylach milosc do gor.

No to kolejne wyznanie: Cero Torre.To jest taka gora, na ktora jak patrze poca mi sie oczy. Ma w sobie obezwladniajaca sile. Czysta magia:) I ja to obezwladnienie jej pieknem i groza czuje fizycznie.

I jeszcze ukochany film Wendersa -Krzyk kamienia.

W ogole tamte przestrzenie i tamte wierzcholki, ale tylko u podnoza, takie moje marzenie do spelnienia.

Pozdrawiam Cie serdecznie, zycze Ci wielu wspanialych wedrowek w 2010:)

Libreria pisze...

:-) dziękuję, gdyby nie ta pasja nie wiem co by się teraz ze mną działo, uratowane jedno istnienie o pięknych długich nogach dzięki górom i przyjaźni!Amen
O Cerro Torre słyszałam, jest przeszywająco piękna i ...
a film Herzoga Krzyk kamienia już w drodze mam nadzieję, czekam na wiadomość czy u przyjaciół stoi na półce:-)
pozdrawiam iście górsko czyli tam gdzie jest mi najlepiej i gdzie bywam:-)

Anonimowy pisze...

pardon, herzoga, wlasnie, nie wiem czemu ja ciagle myle obu panow. dyslektyk leworeczny, moze dlatego;)

Libreria pisze...

nic się nie dzieje spokojnie:-) krzyk kamienia już za mną:-) dziękuję za zwrócenie na niego uwagi:-) Przepiękny!