2009-04-26

Vicky Cristina Barcelona Woody Allen



Trójkąty małżeńskie i pozamałżeńskie. Relacje zdrowe i niezdrowe. Rozum i emocje. Namiętność. Chwile, które zmieniają poukładane życia. Strach przed nieznanym albo właśnie przed tym poukładanym życiem. Bezpieczeństwo, które bierze górę nad szaleństwem i prawdziwą miłością. Jałowość codzienności przeplatana ciągłym od rzeczywistości oderwaniem. Temat rzeka, co tu dużo pisać, jednak do tej płynącej rzeki sięgają ciągle wielcy i najwięksi. Jednym, moim zdaniem ta wielkość zdecydowanie ułatwia życie artystyczne, ale do rzeczy.

Nie pamiętam już tak mieszanych uczuć wychodząc z kina, a takie właśnie miałam po obejrzeniu filmu Woodego Allena, Vicky Cristina Barcelona. Zupełnie nie wiem jak mam się do tego obrazu ustosunkować, może potraktuje go jak lekką, historyjkę, barwną, ale nie specjalnie poruszającą.

Dwie przyjaciółki Vicky ( Rebecca Hall) i Cristina ( Scarlett Johansson) postanawiają spędzić wakacje w słonecznej Barcelonie. Zatrzymują się u Judy (Patricia Clarkson) i jej męża. Vicky inteligentna, spokojna, zaręczona, jest zupełnym przeciwieństwem szalonej i gotowej na wszelakie przygody przyjaciółki. Obie jednak dają się namówić przypadkowo spotkanemu artyście na wyjazd do Oviedo. Juan Antonio ( Javier Bardem) od samego początku nie ukrywa swych zamiarów i w swej bezpośredniości potrafi być dość przekonywujący, permanentnie jednak wspomina swoją byłą żonę, tajemniczą Marię Elenę. Juan uwodzi nie koniecznie zdecydowaną życiowo Vicky, która pod wpływem jakże uroczych brzdęków hiszpańskiej gitary, które to brzdęki notabene Vicky ubóstwia, daje się ten jeden raz ponieść fali rozkoszy i oddaje się przystojnemu malarzowi. Artysta nie chcąc jednak mącić ułożonego już życia Vicky, postanawia zaprosić do wspólnego zamieszkiwania Cristinę, którą również ubóstwia.

W błogosławionej minucie tej hiszpańskiej sielanki pojawia się postać Marii Eleny, byłej żony Juana Antonio, graną przez Penelope Cruz, która moim zdaniem pojawia się na ekranie, żeby ten nudnawy obraz ożywić, co jej się na szczęście udaje. To jedna z tych aktorek, które nie muszą nic mówić a film nabiera kolorów. Maria Elena jest nieprzewidywalna, szalona, piękna i zwariowana. Trójkąt, który tworzą z Cristiną i Juanem zdaje się być idealny do czasu gdy Cristina postanawia wrócić do domu.

Ten film jest jak lekka przygoda, świeży powiew, gorące hiszpańskie lato. Nie daje gotowych odpowiedzi, co jest dobre a co złe, jak postąpić, za jakim uczuciem podążać, co nie oznacza, że widz wychodząc z kina nie zaczyna zastanawiać się nad tym całym chaosem uczuciowym, jakiego życie nam dostarcza.

Zachwycałam się Barceloną, która wyglądała dokładnie tak, jak ją zapamiętałam. Z uśmiechem na twarzy podążałam razem z bohaterkami znanymi mi uliczkami, wspominałam Park Gaudiego, którego barwy obudziły chęć ponownego spaceru jego ścieżkami. Zachwycałam się Penelope Cruz, która jest doskonała i zjawiskowa. Niestety to wszystko, czym byłam w stanie się zachwycić. Historia sama w sobie nie zrobiła na mnie wrażenia, bo jeśli chcemy żyć w trójkątach to żyjmy w nich sobie, jeśli chcemy mieć tylko jednego partnera, niech i tak będzie, w pojedynkę przez życie zmierzać, co w tym złego, dopóki nie wyrządzamy drugiemu krzywdy, możemy robić co i jak chcemy, ale żeby zaraz o tym film kręcić?

Film idealny na sobotni wieczór.



11 komentarzy:

Claudette pisze...

Zgadzam się z tym, co napisałaś.
Film ten jednocześnie wzbudził we mnie mieszane uczucia, ale przypomniał mi gorące lato w pięknej Hiszpanii, którą kocham i wciąż wspominam.
Jeszcze bardziej zapragnęłam tam powrócić:)

Pozdrawiam.

matylda_ab pisze...

Dokładnie tak. Temat banalny, wcale nie oryginalny, ani tymbardziej szokujący. Gdyby nie Penelope Cruz film byłby ... nijaki.

Libreria pisze...

Claudette - Barcelona zawsze będzie piękna, odnoszę wrażenie, że to miasto jest po to by zachwycać:)
Matyldo - Penelope zabójcza prawda?

matylda_ab pisze...

P. C. = rewelacyjna ;))

marysia pisze...

a ja się, że tak powiem, nie zgodzę:) pękałam ze śmiechu od początku do końca, przy Penelope-furiatce leżałam już pod krzesłem, a po filmie miałam nieodparta ochotę na butelkę czerwonego wina. Woody właśnie taki jest: trochę ironiczny, zwiewny, no rozkoszny taki. dla mnie film bomba.
ps A Twoje recenzje. Kochana, też bomba;) baw się dobrze w Italii. m.

Libreria pisze...

m. bawić się będę z pewnością. i gadac po włosku zamierzam tak dużo że aż mi uszami to wyjdzie.
Fenf ju ju now za co:)

ulik_ pisze...

Jak to napisał Jerzy Płażewski: ten film to jak bańka. Ładne, ale puste w środku.
To był film o niczym. Wyglądał jakby został zrobiony na zlecenie agencji zajmującej się promocją Hiszpanii za granicą.

sherry pisze...

mi sie podobalo. byc moze fabula nie jest jakas bardzo ambitna, ale dla oka mily film i nie zaluje ze zamowilam dzieki Onestep. mialam szybko dostawe i w maire tanio, a ze kupilam pod wplywem recenzji ktora byla bardzo dobra ty tylko moj eh wybor

Libreria pisze...

i dobrze, że się podobało, ja już dzisiaj na ten film spoglądam inaczej ale co napisałam to napisałam:) mam nadzieję, że będziesz teraz mogła oglądać sobie ten film kiedy tylko będziesz miała na to ochotę:)

Anonimowy pisze...

woody to mistrz w swoim fachu....
moze wiekszosci osobom film sie nie podobal, albo wydal sie widzny, dla mnie byc fantastyczny... cos innego, odmiennego, cos w co trzeba bylo sie wczuc... jednym slowem rewelacja... po obejrzeniu zostaje takie dziwne pozytywne uczucie... film tak bardzo mi sie spodobal ze pozwolilam sobie zamowic swoja wlasne kopie dvd, kupilam przez sms w one step i wlasnie czekam na kuriera, jak tylko dostane przesylke to ogladam go jeszcze raz... :)

Libreria pisze...

i o to chodzi, jak się podobał to trzeba obejrzeć jeszcze raz:) ja dzisiaj tez bym go chętnie jeszcze raz obejrzała:) miłego odbioru:)