Wakacje to dla mnie niezwykły moment oderwania się od rzeczywistości. Czas zastanowienia, porządkowania myśli, czas spokoju i przyzwolenia na odmienność. Gdy się rozpoczynają, czuję się tak, jakbym otrzymywała najpiękniejszy prezent, gdy się kończą, zaczyna się dla mnie okres oczekiwania na następne. Ten czas permanentnego czekania na chwile relaksu staram się zapełnić co jakiś czas książką, która mi ten czas niezwykły przypomni, odda jego nastrój, umili oczekiwanie.
Krótko po wakacjach sięgnęłam po książkę Jedz, módl się, kochaj Elizabeth Gilbert. Trochę się przed nią wzbraniałam, bowiem perspektywa czytania kolejnej książki, w której główna bohaterka postanawia po ciężkich przeżyciach, jakim jest rozwód, zostawić swoje dotychczasowe życie i przez rok podróżować po świecie, trochę mnie znudziła. Już to czytałam, temat jakby powtórzony. Coś jednak skusiło mnie by ją przeczytać i nie żałuję.
Książka jest podzielona na trzy części, z których każda to kolejny etap podróży Elizabeth Gilbert. Pierwsza część to Włochy i szkoła języka włoskiego w Rzymie, druga Indie i medytacje, trzecia to Indonezja i odnalezienie wewnętrznego spokoju.
Pewnie nie zakochałabym się w tej książce gdyby nie część dotycząca Włoch. Ten kraj już zawsze będzie dla mnie wyjątkowy, tak więc każda dobrze napisana książka na ten temat poruszy mnie i pobudzi wspomnienia. Autorka z niesamowitym namaszczeniem opisuje jak zakochana w języku włoskim zgłębia jego tajniki, jaką radość sprawia jej uczenie się kolejnych włoskich słówek, jaki smak ma kuchnia włoska, która zasługuje na specjalne wyróżnienie, jaki ma spokój w sobie gdy spaceruje uliczkami Rzymu tak, jak chce, bez zbędnego przymusu zwiedzania.
Czytając tą książkę miałam po raz kolejny ochotę pożyć w Italii, znów przechadzać się uliczkami Ferrary, niewielkiego miasteczka w północnych Włoszech, w którym uczyłam się włoskiego, zajadać się lodami na Piazza Ariostea, w środku nocy jeździć na rowerze, uśmiechem na uśmiech odpowiadać. Przypomniałam sobie ile przyjemności daje zastosowanie - l’arte d’arrangiarsi czyli sztuki przekształcania kilku prostych składników w ucztę, albo spotkania grupki przyjaciół w święto, czy bel far niente czyli pięknego nieróbstwa w czym Włosi są mistrzami.
Choć kolejne części książki były równie urzekające, ta dotycząca Włoch dla mnie była najważniejsza.
2 komentarze:
Mnie również podobała się ta część opisująca jej pobyt we Włoszech. Śliczne zdjęcie, jakie to miasto?
niestety nie mogłam znaleźć zdjęcia z Ferrary. To jest malutkie miasteczko nad Lago di Garda...pozdrawiam...
Prześlij komentarz