Podróżowanie jest rzeczą brutalną. Zmusza cię byś ufał nieznajomym, i pozbawia bliskiego, kojącego ciepła domu i przyjaciół. Stale jesteś wytrącony z równowagi.
Nie należy do ciebie nic oprócz rzeczy podstawowych – powietrza, snu, marzeń, morza, nieba – czyli wszystkiego, co zmierza ku wieczności czy też ku temu, co, jak nam się zdaje, nią jest.
Sięgam po Ukojenie książkę Iana McEwana wybitnego brytyjskiego pisarza, kojarzonego ostatnio z ekranizacją jego głośnej powieści Pokuta.
Bardzo trudno pisać mi o tej książce, choć już dawno żadna nie wywołała u mnie takich emocji. Powieść ta została w 1990 roku sfilmowana przez Paula Schradera. Chętnie zobaczę jak udało się tak ciężki jak dla mnie tekst zekranizować.
Colin i Mary spędzają wakacje w Wenecji. Bohaterowie wydają się być znudzeni nie tylko Wenecją, po której snują się, niekoniecznie zaciekawieni tym, co miasto może im zaoferować, ale także sobą. Niewiele ze sobą rozmawiają, jakby każde słowo czy zbędny ruch miały ich jeszcze bardziej spowolnić, odebrać powietrze, którego i tak zaczyna brakować w dusznej Wenecji.
Jedynym rozwiązaniem by, choć na chwilę skryć się przed promieniami słońca okazuje się spędzanie dni w hotelowym pokoju i wydrapywanie z pamięci namiętności, jaką do siebie odczuwali kilka lat wcześniej. Tak jakby seks był jedyną deską ratunku by pokonać mur milczenia. Od czasu do czasu wychodzą jednak na zewnątrz by gubić się w weneckich zaułkach. Podczas jednej takiej wycieczki poznają Roberta, który pomaga im odnaleźć drogę powrotną. Opowiada im o swoim dzieciństwie i zaprasza do swojego domu gdzie poznają jego młodą i niepełnosprawną fizycznie żonę Caroline. Od tej pory, choć para ta wydaje im się dziwna, nie przestają myśleć o nich i o tym, co zobaczyli w rezydencji Roberta. Rozpoczyna się zaskakująca gra między parami, której zakończenia nie daje się niestety uniknąć.
Bohaterowie Ukojenia to ludzie bez emocji, zmęczeni sobą, jakby starający się dla dobrej zgody odegrać przed sobą i całym światem dobre przedstawienie. Pod przykrywką tej obojętności można dostrzec jednak tlący się maleńki płomień troski, oddania i wzajemnego szacunku.
Ian McEwan zmusza nas do zagłębienia się w psychikę bohaterów, do własnych interpretacji. Zostawia nas z mnóstwem pytań, na które nie potrafimy odpowiedzieć, albo w swych próbach błądzimy po nieznanym terenie.
Książka ta zmusiła mnie do zastanowienia się nad ludzkimi pragnieniami, żądzami, które zmuszają ludzi do popełniania czynów karygodnych. Jakie demony czają się w człowieku, które wyzwolone zamieniają go w bestię rozkoszującą się w zadawaniu bólu, do tego jeszcze w imię miłości. Jak bardzo opętana musi być osoba, która przyjmuje ciosy, „lubi nie tyle ból, ile jego istnienie, poczucie bezradności, unicestwienia”. Jakie zło daje jej prawdziwe ukojenie?
Być może historia, która przytrafia się bohaterom, tak naprawdę zbliża ich do siebie, stąd pytanie co musi się wydarzyć by ludzie żyjący ze sobą zrozumieli jak bardzo są dla siebie ważni i ile dla siebie znaczą? Czy zaczynamy zdawać sobie z tego sprawę dopiero w ostatecznym momencie, w tym nieuchronnym końcu, gdy tracimy drugiego człowieka, tego za którego oddalibyśmy własne życie? Ta książka to studium najciemniejszych stron ludzkiej psychiki. Niewytłumaczalnych procesów, książka o sile, która unicestwia.
Można powiedzieć, że książka wieje nudą, bo ile można chodzić uliczkami Wenecji, ile patrzeć na siebie do siebie się nie odzywając. Można powiedzieć, że temat nie jest nowy, że książek o mrocznej stronie ludzkiej psychiki powstało wiele. Można to wszystko powiedzieć po przeczytaniu Ukojenia, ale z pewnością nie można powiedzieć, że nie wywołuje ogromnych emocji.
Wydawnictwo Albatros/Andrzej Kuryłowicz
4 komentarze:
Ludzka psychika jest pokręcona.
tereska
nie tylko psychika :)
Jest coś takiego co ciągnie mnie do tego pisarza, "Ukojenie"-widziałam jedynie film, jakoś nie miałam ochoty na książkę.
Natomiast przeczytałam "Na plaży Chesil" i choć nie byłam nią oczarowana to coś w niej mnie zaintrygowało.
Dlatego też zastanawiam się nad tą powieścią , możliwe że jest "Ukojenie" w bibliotece i jak na nie trafię to chyba się skuszę.
Może ten brak emocji tak przyciąga.
Jeśli lubisz taki styl to polecam:
"Na plaży Chesil" tak do porównania.
moja koleżanka z którą pracuje przeczytała książkę o której wspominasz i miała podobne odczucia. Sięgnęłam po ukojenie z ciekawości i ciągle mam uczucie "niedopełnienia". Już dzisiaj wiem, że przeczytam jeszcze Amsterdam. pozdrawiam
Prześlij komentarz